To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Historii Nysy
Serwis społecznościowy poświęcony historii miasta Nysa

Pomnik poległym w I w.ś. - Dramatyczny epizod z 1945 r. związany z okolicą pomnika

ralf - 2018-08-11, 14:40
Temat postu: Dramatyczny epizod z 1945 r. związany z okolicą pomnika
W dniu 16 października 2009 roku, podczas kończenia praz związanych z budową ronda przy skrzyżowaniu ul. Długosza z ul. Rodziewiczówny, miałem okazję wziąć udział w prospekcji miejsca, w którym stał pomnik żołnierzom poległym w I w.ś. (pomnik powrócił w to miejsce parę lat później) i gdzie postawiono krzyż (dziś już nieistniejący) poświęcony zabitym w 1945 roku chłopcom, którym rozkazano walczyć w tym miejscu z nacierającą armią radziecką. Podczas prospekcji w wykopie, specjalnie utworzonym w tym celu przez robotników, odnaleziono ludzkie kości (zdj. 4-6) oraz kilka przedmiotów - m.in. łuskę z niemieckiego naboju karabinowego Mauser (zdj.4), niemiecki guzik wojskowy typu "groszek" (zdj.7), fragment butelki z nyskiego browaru Oscara Kahla (zdj.9) oraz buteleczkę po karmelu (zdj.10). Odsłonięto betonowe pozostałości w kształcie ostrosłupa o podstawie czworokątnej (zdj. 2, 5), które mogły być fundamentem pomnika i/lub krzyża, oraz pojedyncze kamienne płyty (zdj. 17, 19) będące zapewne pozostałościami po pomniku.

Opowiedziano mi wtenczas dramatyczną historię tego miejsca, która wydarzyła się 60 lat wcześniej. Pozwolę sobie ją tutaj przypomnieć wykorzystując fragment traktującego o niej artykułu Krystyny Dubiel pt. "Zapomniane mogiły", który ukazał się w serwisie OtoNysa.pl w dniu 16 listopada 2009 roku:

"Nysa, a właściwie jej przedmieścia skrywają kolejną skazaną na zapomnienie tragiczną tajemnicę. Na skrzyżowanie ulicy Rodziewiczówny i Długosza niewielki placyk kryje smutną pamiątkę ostatniej wojny. I choć przed kilku laty pisała o tym prasa nadal milczenie przykrywa niezakończoną sprawę. Należy cofnąć się do ostatnich dni wojny 1945 roku.

W twierdzy nyskiej, która miała bronić się do końca, pozostało już niewielu zdolnych do służby. Do obrony kierowano więc kadetów szkoły wojskowej mieszczącej się nieopodal w klasztorze werbistów. Mieli zaledwie po 14 - 16 lat. Dzieciom, które tego tragicznego dnia ubrano w nowe mundury, dano broń do ręki i skierowano do dwóch rowów strzelniczych [szli w tamto miejsce ze śpiewem na ustach - przyp. ralf]. Była to gromadka około 60 chłopców, znających wojnę tylko z książek. Nacierająca rosyjska armia wywołała szok i popłoch. Kiedy kilku z nich w panice chciało uciekać, zostali rozstrzelani przez swoich jako "Tchórze".

Dla pozostałych także nie było ratunku. Załoga osłaniającego ich czołgu została trafiona, a sami chłopcy zginęli w tym miejscu [ciała załogi czołgu wyciągnęli z wraku jakiś czas później tutejsi mieszkańcy i pochowali obok niego, pod stojącą dziś przy rondzie wierzbą - przyp. ralf] W ten gorący czas nie było ani zapewne czasu, ani możliwości, by ich pochować. Zostali więc pogrzebani obok stojącego tam granitowego pomnika poświęconego ofiarom I Wojny Światowej. Ktoś litościwy umieścił w tym miejscu drewniany krzyż.

Niedługo potem wysiedlono niemieckich mieszkańców z tych terenów i zbiorowa mogiła wojennych dzieci - żołnierzy poszła nieco w zapomnienie. Co prawda okoliczni mieszkańcy czasem coś powiedzieli, tym bardziej, że płytko pochowane kości można było znaleźć na powierzchni. Niektórzy pamiętali nawet o stojącym tu czołgu i pomniku, ale każdy zajęty swoim życiem nie poruszał tematu pojawiających się czasem kości. Dopiero kiedy w latach siedemdziesiątych przy prowadzeniu linii wodociągowej trafiono na ludzkie szczątki, wydawało się, że bezimienną mogiłę spotka właściwe zainteresowanie. Niestety ówcześni milicjanci zabrali szczątki, spisali nazwiska wyryte na pomniku i sprawa ucichła. Nieco później zniknął i drewniany krzyż i pomnik.

Kiedy dwadzieścia lat później Krzysztof Florek kupił przylegającą do omawianego terenu działkę usiłował zainteresować odpowiednie władze bezimienną mogiłą. Niestety nikt nie był zainteresowany. Sam więc uporządkował teren, posadził krzewy, tworząc małą zieloną wysepkę. Historia jednak nie chciała być pogrzebana i tak następne prace budowlane latem 1999 roku po raz kolejny odkryły część masowego grobu. Wykonawca pokazał policjantom tylko wysypane z ziemią szczątki ludzkie. Nie wspomniał jednak o ponownie zasypywanych wzdłuż kolektora ludzkich kościach. A przecież niektóre znich miały jeszcze zachowane włosy, ubrania i można było nawet zidentyfikować zmarłych! Po przesłuchaniu na policji Krzysztof Florek jako świadek uzyskał zapewnienie, że po ustaleniu kiedy te osoby zginęły, sprawą zajmą się odpowiednie władze.

I ponownie wszystko by ucichło, gdyby nie zbieg okoliczności. Otóż oprowadzający wycieczkę z Niemiec, ówczesny prezes mniejszości niemieckiej Józef Rock poznał tragiczną historię pochowanych tu chłopców. Opowiedział mu ją starszy człowiek, którego oddział Wermachtu w tych ostatnich dniach obrony Nysy miał stanowisko w parku koło kościoła. I ponownie - wówczas oboje: Florek i Rock usiłowali zainteresować odpowiednie władze. Fundacja polsko - niemiecka zapewniła, że za rok lub dwa ze względu na nawał podobnych spraw pogrzebani młodzi kadeci zostaną godnie pochowani.

A ich rodziny być może do dziś szukają grobów swych bliskich. Po poznaniu tabliczek identyfikacyjnych będą znali ostatnie miejsce ich spoczynku. Jednak zamiast tego, zapadła cisza. Trzy lata temu prezes Stowarzyszenia Na Rzecz Ochrony Cmentarzy i Pomników Adam Konopka, który odnalazł zaginiony pomnik, wystosował do Związku Niemieckich Stowarzyszeń Społeczno - Kulturalnych w Polsce stosowne pismo. Sprawa nyskiej mogiły, w której pochowano młodziutkich obrońców ówczesnej Nysy, miała być załatwiona priorytetowo. Takie zapewnienie uzyskał od przewodniczącego TSKN w Opolu pana Norberta Rascha. I znów mijają kolejne lata i znowu milczenie przykrywa wszystko".


Poniżej zamieszczam zdjęcia wykonane podczas wspomnianej prospekcji w dniu 16.10.2009 r.



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group