Wspomnienia - Karl Friedrich Benkowitz w Neisse w 1801
lukasz - 2024-07-15, 12:17 Temat postu: Karl Friedrich Benkowitz w Neisse w 1801
Cytat: |
"Nysa. Wjazd do tej miejscowości ma w sobie coś ponurego, co powodują liczne zakręty pośród niekończących się fortyfikacji, mosty zwodzone, straże, głębokie fosy. Nie miałem też okazji wjazdem tym się cieszyć. Przed ostatnim mostem zapytano mnie nieuprzejmie o bagaże, a pisarz bramny długo kazał na siebie czekać, nim mnie sprawdził, mimo że zapadała już noc. Żaden argument, żaden dokument świadczący o tym, że jestem królewskim urzędnikiem i przyjechałem po prostu z jednego pruskiego miasta do innego, nie mógł mnie uratować przed tym celnym trybunałem; że jednak nie mogłem na tak długo zatrzymać się przy bramie, to przydano mi żołnierza-strażnika do gospody, który nie odstępował mnie na krok, jakbym był jego aresztantem, i nie wolno mi było wziąć najmniejszej rzeczy z wozu, nim jej nie zobaczy celnik. To trwało dość długo. Oberżysta pocieszył mnie, że wszyscy podróżni przez to przechodzą.
Gdy wreszcie drobiazgowa inspekcja dobiegła końca i nie można było mi nic zarzucić, żołnierz przyszedł do mego pokoju i zażądał napiwku za swą eskortę; dałem mu dość, okazał jednak niezadowolenie, tak że musiałem dać podwójnie. Memu służącemu bez mej wiedzy już raz kazał sobie dać, od karczmarza zażądał za swój trud butelki piwa, a z mego zapasu – pół butelki wina.
Wiem, że żaden wyższy urzędnik celny nie chce takiego nękania; ma ono jednak miejsce i podróżni na tym cierpią. Gdy się później w Austrii poskarżyłem na rewidowanie, odpowiedziano mi, że w Prusach jest jeszcze gorzej: tam przeszukują człowieka w każdym mieście, tu tylko raz i otrzymuje zaświadczenie, z którym może swobodnie podróżować przez inne miasta.
To spostrzeżenie okazało się trafne. Czy podobne zmniejszenie uciążliwych i czasochłonnych kontroli nie mogłoby mieć miejsca również w Prusach, gdzie istnieje wiele innych wybornych rozwiązań?
Nysa to piękne miasto, ale piękne miasto z czasów rycerskich. Tak musiały wyglądać miasta w czasach prawa pięści. Niełatwo znajdzie się miejscowość, gdzie domy są tak barwne, tak obładowane gotyckimi ozdobami, mają tak strome dachy. Całość przeto nie robi wcale złego wrażenia i z przyjemnością patrzy się na ładne szerokie ulice i rozległy rynek pełen gotyckiej architektury. Nigdzie też człowiek nie dowie się lepiej, skąd wiatr wieje, niż w Nysie, bo niejeden dom ma wiele szczytów, a na każdym szczycie tkwi kurek pogodowy. Szkoda, że nie jest to miasto portowe.
Miasta zdają się mieć własną modę, jak ludzie. Rzadko zdoła ktoś wybić się ponad to, co zna od młodości: wnuk buduje tak, jak budował jego dziadek, i w Nysie to wcale nieźle – wygląda dużo lepiej niż miasto domów-koszarów, które tworzą tylko wieczną samotność.
Coś innego jest tymczasem w Nysie bardzo złe: ma ponoć nadzwyczaj niezdrowe powietrze. Temu jednak nie są winne gotyckie budowle, lecz wiele stojącej wody i bagna w fosach twierdzowych.
Osobliwe zjawisko zauważyłem tu u włościanek. Noszą na głowie coś, czego łatwo nie da się zidentyfikować. Nie był to koszyk, wiadro na mleko też nie, również żadne inne brzmię; nie – czepiec. Kto by coś takiego podejrzewał? Czepiec ten posiada dwa skrzydła po bokach, jak czapka merkuriuszowa, ale wychodząc, zawiązują na nim jeszcze białą chustkę, tak że widać tylko wycinek twarzy. Chodzą przy tym boso, tak że to, czego głowa ma zbyt wiele, stopom – całkiem wbrew regułom zdrowia – zostaje zabrane. To więcej niż gotyckie.
Później widziałem w Opawie chłopki w białych szalach z frędzlami. Używają ich oczywiście do noszenia dzieci, ale zarzucają je też na ramiona, gdy w niedzielę wystrojone idą do miasta bez dzieci, i zawsze są to szale. Kto wie, czy bliżej Wiednia nie znajdę wieśniaczek z wachlarzami i lornetkami.
Zwodniczy drogowskaz w Nysie:
Jadąc z Nysy do Prudnika, dociera się kawałek za miastem do rozstajów z drogowskazem, na którego jednym ramieniu widnieje napis: „Mały gościniec do Prudnika, 3 mile”. Kto by nim nie pojechał, zwłaszcza że małe drogi są często najkrótsze. Biada jednak temu, kto tu tak uczyni! Nie tylko nadłoży pół mili, ale też trafi na tak zwany gościniec północny, z którego nie ma ratunku, trafi do okropnej, długiej na trzy czwarte mili wsi Rudziczka, pełnej dziur, kamieni i błota, gdzie co dziesięć kroków człowiek obawia się wywrotki, gdzie ludzie, konie i wozy bardziej cierpią niż gdzie indziej na dystansie dziesięciu mil. Co powiedzieć na taki drogowskaz? Myślicie, że wszyscy podróżni wiedzą, z czym wiąże się jazda „małym gościńcem”?
W starożytnym Egipcie za wskazanie podróżnemu fałszywej drogi groziła kara śmierci; temu drogowskazowi powinno się przynajmniej odciąć jego jedno ramię..."
Karl Friedrich Benkowitz (1764 Uelzen – 1807 Głogów), „Podróż z Głogowa do Sorrento. Przez Wrocław, Wiedeń, Triest, Wenecję, Bolonię, Florencję, Rzym i Neapol”, Berlin, u Friedricha Maurera, 1803
|
Źródło: Facebook, Wydawnictwo Wielka Izera
|
|
|