Sklepy, targi, rynki, usługi - Opowiadanie pt. "Cotygodniowy targ..."
ralf - 2019-04-17, 18:17 Temat postu: Opowiadanie pt. "Cotygodniowy targ..." Za zgodą Nyskiego Stowarzyszenia Regionalno-Kulturalnego (Neisser Kultur- und Heimatbund e.V.) w Hildesheim, zamieszczam opowiadanie autorstwa Grete Hoffmann pt. "Wochenmarkt. Neisser Bilder aus den zwanziger Jahren" ("Cotygodniowy targ. Nyskie obrazy z lat 20-tych"), które ukazało się w książce autorki wydanej w 1992 roku i zatytułowanej "Die Strasse meine Kindheit" ("Ulica mojego dzieciństwa"). Tekst z języka niemieckiego przetłumaczyła Aleksandra Narewska.
"Cotygodniowy targ. Nyskie obrazy z lat 20-tych"
Cotygodniowy targ, o czym tu wielce opowiadać, zadajemy sobie to pytanie. Takie rzeczy są wszędzie, więc to nic specjalnego. A jednak, w Nysie było to po prostu coś innego. Targ ten był słynny i znany wzdłuż i wszerz - często pojawiali się tu także obcy odwiedzający, aby podziwiać jego różnorodność i obfitość. Targ rozprzestrzenił się prawie w całym centrum miasta i porywał większość nyskich gospodyń domowych. W duchu chciałabym jeszcze raz wmieszać się w tłum kupujących i dać sie ponieść magii tego wydarzenia. Wieniec wsi otaczających miasto jest bogaty, żyzne pola dające rośliny uprawne. Rolnicy i ich pracowite żony trudzą się, aby wyhodować to wszystko co jest pożądane w mieście. Któż nie zna długich pięknych zagonów warzywnych mieszkańców wsi Neuland, które wyglądem przypominają plastry miodu, gdzie dorastają roszponka, sałata, groszek, fasola, ogórki, cebule, kapusta, rzodkiewki itp. Również macoszki, goździki, niezapominajki, stokrotki cieszą oko.
Już wczesnym rankiem zbliżają się terkoczące wozy rolników ze Średniej, Górnej i Dolnej Wsi, Niwnicy, Hajduk, Zamłynia, Mährengasse, Jędrzychowa itd. Wraz ze swoimi koszami wypełnionymi po brzegi produktami pracowitości. Kobiety wzięły ze soba taboreciki i siadają pośrodku swojego bogactwa wyczekując klientek. Mężczyźni szukają postojów znajdujących się w różnych gospodach przy ul. Głowackiego (Mittelstrasse), ul. Matejki (Friedrichsstrasse), ul. Królowej Jadwigi (Wilhelmstrasse), ul. Szopena (Zerbonistrasse) czy ul. Kowalskiej (Schmiedebrücke). Również kobiety, które nie mają do dyspozycji ani konia ani furmanki ciągną i pchają wózki dwukołowe, tzw. „puste wozy”, wysłużone wózki dziecięce.
Gdy mamy już wyszykują swoich podopiecznych do szkoły, dadzą im kanapki z masłem a ojcowie z dziećmi wychodzą z domu to biorą one koszyki, torebkę, siatkę z przędzy aby udać się na targ. Wiele z nich ma już swój konkretny cel, „swoje” straganiarki. Ja jednak najpierw zwiedzam wszystko, porównuję, zachwycam się kolorową różnorodnością. W górnej części Targu Maślanego znajdują się stoiska, tzw. „handlarek”, które stoją codziennie. Na południowym chodniku stoją wszystkie głębokie i płaskie kosze z warzywami, które oferuje pora roku: roszponka, szpinak, rzodkiewki, sałata, kwiaty. Wtedy jeszcze nie było pomidorów i innych rzeczy związanych z naturą dostepnych przez cały rok. Za 5 fenigów można kupić „pęczek rzodkiewek”, za 10 fenigów cztery „głowy” sałaty, za 20 fenigów mendel rzepy. Kto chce posadzić pierwsze wiosenne kwiaty w ogródku przed domem lub na grobach swoich ukochanych zmarłych znajdzie u straganiarki macoszki w kolorowej obfitości po 5 fenigów za sztukę. Latem i jesienią pojawiają się też bukieciki goździków, rezed, lewkonii o co troszczą się nasze drogie kobiety. Panie z warzywami mają swoje stanowiska również poniżej „schodów” oraz na Targu Przysmaków (Naschmarkt - północna część Rynku).
A teraz o dobrodziejstwie na rynku masła. Jajka i masło, czasem biały ser. Takie bogactwo wystawia się na sprzedaż w dużych koszach z uszami. Warstwa na warstwie, zawsze starannie oddzielone wilgotnymi ściereczkami lnianymi, leżą tu złoto-żółte kawałki masła, mają ½ funta, wytworzone w pięknych formach ćwiartki, okrągłe lub kanciaste. Kupuje się je na ćwiartki, 4 sztuki, kilogram i w lecie kiedy można dużo kupić płaci się 2 marki lub mniej za kwartę. W zimie płaci się odpowiednio więcej. Jajka leżą w koszykach ułożone w taki sposób, aby się nie potłukły i są sprzedawane mendlami lub kopami. Wiosną mendel kosztuje średnio 60 fenigów. Tak, to są jeszcze czasy. Przy wysokiej koniunkturze rolniczki stoją już od ul. Kościelnej (Kirchstrasse) przez całą długość targu aż do rogu ulicy Celnej (Zollstrasse).
Mały plac przy głównym komisariacie policji przy starym ratuszu jest zarezerwowany dla ogrodników. Są tu każdego rodzaju rośliny doniczkowe, kwiaty cięte, tak jak je oferuje czas. Później ustawiali się wokół fontanny Trytona, przy ulicy Brackiej (Bruderstrasse), gdzie tryskająca woda tak pięknie ożywiała ten kolorowy obraz - i dochodzimy do targu zielarskiego przy ulicy Brackiej (Bruderstrasse). Ileż jest tutaj pięknych rzeczy od wiosny do późnej jesieni. Kosze pełne przebiśniegów, 4 bukieciki za 10 fenigów, pierwiosnki zwane „okładami z twarogu”, margerytki, wszelkiego rodzaju kwiaty polne, zioła itd. Jak miło gdy obfitość konwalii wydziela swój aromat albo gdy wzdłuż ciągnie się niebieski rząd niezapominajek lub chabrów. Oczywiście przyjemności cielesne także nie trwają krótko. Wiosenne zioła, brukiew wodna, poziomki (duże kosze pełne jagód, których litr kosztuje 20 fenigów) a jesienią piękna żurawina. Można również kupić tarninę i owoce dzikiej róży jak również różnorakie herbaty ziołowe. A na końcu smaczne grzyby. Targ ten organizują wszystkie handlarki zielarskie z Brzeziny (Briesen), Heidenau, Domaszkowic, gdzie duże lasy zapewniają wszystko to co przynosi pieniądze.
A teraz wróćmy do targu owocowego przy Placu Defilad i u. Sukienniczej (Tuchgasse). W zależności od sezonu są tu różnego rodzaju przysmaki. Wiśnie, śliwki, jabłka, gruszki, w zimie pomarańcze, kolorowa obfitość. I tu dochodzimy także do targu drobiarskiego, który znów bierze pod uwagę każdy gust smakowy. Żywe lub ubite. Gołębie, kurczaki, króliki, kaczki, na Wielkanoc jagnięta, zimą ubita dziczyzna. Od jesieni do początku lutego są ubite gęsi, we wszystkich przedziałach cenowych, od 4 do 8 marek za 5-8 funtów. Obmacuje się tu kości, rozdziera łapy, ściska gardła sprawdzając czy są miękkie by móc ustalić wiek ubitej ofiary. W kadziach i drewnianych wannach pływa nieme stworzenie: ryby, które oferują na sprzedaż wędkarze ze Skorochowa (Kohlsdorf) - rodzina o nazwisku Ziegan. Oczywiście częściej w piątki. Nie nadaremno ta część placu nazywa się Targiem Rybnym.
Na schodach pomnika cesarza Fryderyka zebrali się fachowcy, gdzie wystawiają na sprzedaż: biczyska i bicze, sznury workowe i inne przydatne przedmioty. Przed domem miejskim (Stadthaus) stoją handlarze zbóż, którzy mają gotowe ich próbki do skosztowania. Ta część placu aż do wejścia w dzis. ul. Siemiradzkiego (Haferstrasse) wzięła swoją nazwę z uwagi na sprzedaż zbóż: „Kornecke” i „Haferstrasse”. Przyczepka wielkiego targu ciągnie się aż do ulicy Wrocławskiej (Breslauerstrasse). Stoja tu rymarze , którzy rozłożyli torby na buty, skórzane paski, uzdy na potrzeby wiejskie. Przechodząc przez uliczkę Glockengasse naprzeciwko portalu kościoła znajdziemy miotły w kształcie rózgi o każdej wielkości i rodzaju. Na placu kościelnym stoją wozy rolników z kartoflami i kapustą, gdzie można kupić ich większe ilości. Jednakże jesienią ten targ kapusty odbywa się na ulicy Piastowskiej (Kaiserstrasse), gdzie gospodynie chcą „poszatkować” zapasy na zimę w dużych ilościach. Dopiero znacznie później wprowadzono sprzedaż na wagę. Ale człowiek jest przyzwyczajony do sprzedawania na sztuki, mendle, kopy, litry i podwójne litry.
Idąc ulica Tkacką (Weberstrasse) docieramy na targ mięsny na Rynku Solnym gdzie rzeźnicy z landu postawili swoje budki. Oszczędne gospodynie kupują tutaj taniej o kilka fenigów co odgrywa dość ważną rolę w dużych rodzinach. Również na Rynku Solnym, przy fabryce broni pachnie zachęcająco świeżym chlebem. Miejscowi piekarze z Kałkowa (Kalkau), Brzeziny (Briesen) i Głębinowa (Glumpenau) stoją tutaj ze swoimi krytymi wozami. Palą oni w piecach drewnem i dlatego pieczywo smakuje świeżo i nie jest takie suche jak to pieczone w piecu węglowym. I jeszcze jedna gałąź handlu ma swoje stoisko sprzedażowe w dniach targowych. Na początku ul. Sobieskiego (Schulstrasse), przy gimnazjum są do nabycia wiklinowe kosze, buszle do mąki, kufle, naczynia litrowe i dwulitrowe, rzeźbione z drewna formy do masła, rozdrabniacze do twarogu, ubijacze do ciasta, drewniane łyżki kuchenne i podobne przedmioty. Również ten mały handel został później przeniesiony na ulicę Wrocławską (Breslauerstrasse). Na Placu Defilad (Paradeplatz) stoją dość ociężałe kobiety z małymi bufiastymi workami. Jest to pierze pościelowe, które tutaj sprzedają. Nie można tylko pozwolić wpuścić wiatru w ten lekki towar, w przeciwnym razie ucieknie i można by pomyśleć, że Pani Holle prowadzi podwójną grę.
Na targu stopniowo robi się ciszej. Gospodynie domowe zakończyły swoje zakupy a większość straganiarek sprzedała swoje towary. Kto od razu nie zmierza w kierunku rodzinnej wioski odwiedza z zarobionymi pieniędzmi różne sklepy. Na cały tydzień kupowany jest cukier, kawa Frank, tłuszcz amerykański i inne niezbędne rzeczy. Wielu piekarzy ma obok swojego sklepu tzw. szafę z kawą, a to urządzenie jest bardzo mile widziane u wielu straganiarek, szczególnie w zimne zimowe dni. Ten orzeźwiający napój stoi zawsze gotowy w wielkich garnkach. Solidna filiżanka, pieróg z farszem a do tego drożdżówka z makiem zachęcają skromne klientki. Mężczyźni natomiast spożywają w rzeźnickiej sali śniadaniowej kiełbasę z bułka na wodzie i przechwalają się mądrościami. Debatują o wydarzeniach dnia, cenach rynkowych i polityce.
Targ dobiegł końca. Zamiatacze zmiatają z ulic wszelkie resztki. Jedynie większe straganiarki takie jak Pani Schachler, Rathmann, Anna Birnbach, Berta Nitsche, Anna Teufel i inne mają swoje „sklepy” otwarte do godziny 18-tej z myślą o opieszałych gospodyniach i kucharkach, aby te nie zostały na niedzielę z pustymi garnkami i tyglami. Teraz powinno mnie cieszyć kiedy mieszkanki Nysy jeszcze raz odwiedziłyby ze mną nasz piękny targ.
|
|
|