To jest tylko wersja do druku, aby zobaczyć pełną wersję tematu, kliknij TUTAJ
Forum Historii Nysy
Serwis społecznościowy poświęcony historii miasta Nysa

Bazylika św. Jakuba i św. Agnieszki / Dzwonnica - Artykuł pt. "Skarby św. Jakuba"

ralf - 2021-05-19, 18:20
Temat postu: Artykuł pt. "Skarby św. Jakuba"
Zamieszczam artykuł pt. "Skarby św. Jakuba", któego autorem jest ks. Zbigniew Zalewski. Opracowanie zostało opublikowane w ogólnopolskim tygodniku "Gość Niedzielny" z dnia 3 sierpnia 2003 r., nr 31, str. 13-15.


"W sobotę 19 lipca niemal wszystkie stacje radiowe i telewizyjne, a w ślad za nimi dzienniki podały, że proboszcz parafii pw. św. Jakuba i św. Agnieszki w Nysie, ks. prałat Mikołaj Mróz, znalazł skarb ukryty 57 lat temu w plebanijnej piwnicy. Dziennikarze doszukiwali się sensacyjnych wątków. Jedną z relacji przejęty reporter zakończył: „Z podziemi nyskiej katedry mówił dla państwa... (tu następowało imię i nazwisko redaktora)”. Jak na sezon ogórkowy przystało, wiadomość została potraktowana z największą powagą.

Skarby w nyskiej świątyni to niby żadna nowość. Świątynia ta ma już swoją ponad osiemsetletnią historię. I co za tym idzie, w minionych wiekach wiele cennych skarbów zdołano tam zgromadzić. Wystarczy tylko wspomnieć, że kościół ten, popularnie nazywany katedrą, jest drugą po wrocławskiej katedrze nekropolią biskupów wrocławskich. Mimo szeregu wojen i innych klęsk kościół i jego skarby przetrwały. Ostatnie odkrycie zapewne nie jest ostatnim.

Rok 1945
Wiedząc o zbliżającym się froncie, w marcu 1945 r. duszpasterze parafii zaczęli zabezpieczać najcenniejsze zabytki. Ówczesny wikariusz, ks. Herbert Schlenzog, wywiózł część nyskich skarbów do kościoła parafialnego w pobliskim czeskim Javorniku. W tym transporcie znalazły się m.in. ówczesne ołtarze boczne: tryptyk ukrzyżowania i srebrna nastawa ołtarzowa z figurą św. Anny, obraz Hansa Dürera „Matka Boża i 14 Wspomożycieli” oraz szereg bezcennych przedmiotów kultu religijnego. Po wojnie długo trwała akcja sprowadzenia tych zabytków do Nysy, które do Polski powróciły przez Pszczynę i znalazły się w muzeum w Bytomiu. Dyrekcja tej ostatniej placówki długo zwlekała z przekazaniem nyskiej parafii jej własności, twierdząc, że część tych przedmiotów powinna wręcz pozostać w zbiorach muzealnych ze względu na „wysoką wartość muzealną i naukowo-badawczą”. Po wielu interwencjach i kilkuletniej wymianie korespondencji, przy nieugiętej postawie ówczesnego proboszcza nyskiej fary, ks. prałata Józefa Kądziołki, wywiezione do Javornika przedmioty powróciły do Nysy i zostały umieszczone w dopiero co odbudowanej świątyni.

Część pozostałych skarbów niemiecki proboszcz ks. dr Karl Wawra wraz z grupą nyskich muzealników pod kierunkiem dra Franciszka Bomby prawdopodobnie zamurował na terenie kościoła. W tej części nyskiego skarbu miało się znaleźć - według obecnego proboszcza ks. Mikołaja Mroza - 21 kielichów, relikwiarze, lichtarze i inne zabytkowe przedmioty kultu religijnego.

- Dr Bomba po wojnie został w Nysie i pomagał przy rewindykacji zabytków muzealnych. Prawdopodobnie też te zamurowane przedmioty przekazał ks. Kądziołce. Owiane tajemnicą było miejsce schronienia tych skarbów - mówi ks. Mikołaj Mróz. - Dowiedziałem się o tym pod koniec lat osiemdziesiątych od pewnego starego człowieka, który przyszedł do mnie z tajemniczą wizytą. „Nie chcę z tym iść do grobu” - mówił ów człowiek i wyznał, że po wojnie był pracownikiem parafii. Opowiedział mi o pewnej piwniczce pod prezbiterium, która wtedy służyła jako magazyn. Przechowywano w niej jakieś puszki, materiały, futra. On wówczas przywłaszczył sobie jedno futro i belę materiału. Po latach jednak sumienie wyrzucało mu ten czyn. Wtedy też pokazał mi zamurowane i niewidoczne na pierwszy rzut oka wejście do piwniczki. Tam właśnie były przechowywane skarby parafialne ukryte przez ks. Wawrę - wyjaśnia proboszcz. Takie przypuszczenia po upływie lat wydają się bardzo prawdopodobne, gdyż na przełomie lat czterdziestych i pięćdziesiątych w parafii św. Jakuba odprawiano liturgię w naczyniach z pobliskiego kościoła śś. Piotra i Pawła, a w zbiorach parafialnego archiwum znajduje się fotografia z 1959 r. przedstawiająca ks. Józefa Kądziołkę z odzyskanymi najcenniejszymi kielichami, monstrancjami i relikwiarzami. I choć niewiele lat upłynęło od tamtych wydarzeń, nadal pozostaje w tej materii sporo znaków zapytania.

Jakubowy Skarbiec
Do niedawna niewielu w Nysie interesowało się tematem katedralnych skarbów. Odżył on w trakcie przygotowań do wielkiego jubileuszu 800-lecia konsekracji kościoła św. Jakuba i św. Agnieszki. Na tę uroczystość proboszcz, ks. prałat Mikołaj Mróz, postanowił zorganizować w salach parafialnych wystawę najcenniejszych zabytków. Część z nich sprowadził z Muzeum Diecezjalnego w Opolu, gdzie były przekazane do depozytu. Pozostałą część powyciągał z przeróżnych zakamarków plebani i kościoła. Okazało się, że wystawa jubileuszowa może odbyć się tylko w gmachu nyskiego muzeum. Wystawę nazwano „Skarbcem św. Jakuba”.

- Gdy ujrzałem te wszystkie zbiory w jednym miejscu, pomyślałem o zrobieniu osobnej, stałej wystawy. Zastanawiałem się nad lokalizacją i pomyślałem o wieży, dzwonnicy. Postanowiłem również, że pieniędzy na ten cel trzeba szukać poza parafią. I zacząłem zabiegać o sponsorów. Obecnie mamy trzy źródła finansowania: niemiecką fundację Erika Simon-Schtiftung, Kreis Sparkasse w Hildesheim i prywatnych sponsorów - mówi ks. Mróz.

Projekt przyszłej ekspozycji został już wykonany. Wewnątrz dzwonnicy zostanie wybudowana trzypiętrowa konstrukcja ze stali i szkła z klimatyzacją oraz instalacją przeciwpożarową i antywłamaniową. Całość ma być gotowa w październiku 2004 r. Wtedy wszystkie skarby nyskiego kościoła będą dostępne dla zwiedzających. Teraz niestety tylko okazjonalnie można podziwiać te bezcenne zabytki. Zbiory ze „Skarbca św. Jakuba” były niedawno eksponowane na kilku wystawach w Niemczech i cieszyły się niezwykłym przyjęciem. Do Skarbca św. Jakuba należą najcenniejsze dzieła sztuki i rzemiosła artystycznego. Wśród nich są obrazy najwybitniejszych mistrzów pędzla na Śląsku oraz wyroby złotników, głównie nyskich, świadczące o ich niezwykle wysokim kunszcie artystycznym.

Skarbiec poszerzony
Do tego zbioru oczywiście dołączą przedmioty ostatnio odkryte. Okrzyknięto je mianem skarbu. A co właściwie i jak znaleziono 18 lipca 2003 r. na plebani w Nysie?

Budynek dzisiejszej plebani przed wojną był siedzibą Katolickiego Domu Związkowego (Katholische Verrein Haus), w którym mieszkały dwie rodziny. Na pierwszym piętrze parafialny referendarz finansowy z żoną, córką i służącą, natomiast na dole ubogi szewc z żoną i pięcioma synami, który w obecnej kancelarii prowadził mały warsztat szewski. Gdy w marcu 1945 r. nadciągał front mieszkańcy domu postanowili ukryć najcenniejsze przedmioty przed wkraczającymi żołnierzami Armii Czerwonej. W piwnicy pod schodami w skrzyniach zgromadzili, ich zdaniem, najcenniejsze przedmioty i miejsce to starannie zamurowali. Przez 57 lat nikt o tym nie wiedział. Kolejni gospodarze - proboszczowie, wikariusze i pracownicy plebani - dosłownie ocierali się o niepozorną ścianę, za którą kryły się tajemnice dwóch niemieckich rodzin. Tak było do pierwszych dni lipca br.

Wtedy właśnie ks. prałat Mikołaj Mróz spotkał przed plebanią dwóch starszych panów z małżonkami, którzy przyjechali do Nysy po raz pierwszy od 1945 r. Oglądali dokładnie plebanię z zewnątrz, wszystko ich interesowało. Mówili, że przed wojną tu mieszkali i spędzili dzieciństwo.

- Zaprosiłem ich do środka. Opowiadali jak wyglądało wnętrze domu, gdzie mieszkała rodzina referendarza finansowego, a gdzie oni - dwaj z pięciu synów szewca - i gdzie był warsztat ich ojca. Oni to wyjawili tajemnicę schowanego „skarbu”. Jeden z nich pomagał referendarzowi w ukryciu pod schodami zgromadzonych przedmiotów - opowiada ks. prałat Mikołaj Mróz. Wspomnieli też, że dla nich najcenniejszy jest album z rodzinnymi fotografiami i gdyby proboszcz zdecydował się na wydobycie złożonych tam skrzyń, chcieliby odzyskać tę pamiątkę sprzed lat.

Proboszcz, jak to proboszcz, nie kwapił się od razu rozbijać ściany. W końcu to przecież wakacje i czas urlopów. Jednak po upływie dwóch tygodni od spotkania z panami, którzy do Nysy przyjechali z okolic Hamburga, postanowił sprawdzić ścianę. Rzeczywiście pierwsze oględziny wskazywały, że za ścianą może być coś ukryte. Najpierw nawiercono niewielki otwór i przyświecono latarką. Oczom księdza i jednego z pracowników ukazał się... „skarb”. Zaczęto go wydobywać przed południem. Operacja trwała blisko cztery godziny. Wszystkie przedmioty były starannie zabezpieczone. Niestety, prawdopodobnie powódź z 8 lipca 1997 r. pozostawiła i tu swoje ślady. Niektórych przedmiotów nie dało się już uratować. Po albumie rodzinnym ani śladu. Zniszczony został mały akordeon i maszyna do szycia. Do niczego okazały się również zgromadzone w skrzyni ubrania szewca i jego rodziny, nici, guziki, prawidła do butów czy posrebrzane sztućce. Ale też nie wszystko uległo zniszczeniu. Gdyby tak było, nie byłoby rozgłosu na całą Polskę.

Skrzynie zawierały też przedmioty o większej wartości: porcelanę stołową, kryształy i szkło. Każdy, nawet najmniejszy kieliszek i filiżanka, były dokładnie zabezpieczone. Widać było bogactwo dawnego referendarza. Porcelana - głównie firmy Rosenthal - i stuletnie naczynia ze szkła.

- Każde naczynie owinięte było w skarpetki, pończochy i rozmaite zeszlamione, zbutwiałe kawałki materiału - opowiadają panie pracujące w plebanijnej kuchni, które do późnego wieczora kilkakrotnie myły wydobyte z piwnicy naczynia. Zachowała się też srebrna zastawa stołowa, 30 okolicznościowych monet i to, co najcenniejsze - przedmioty kultu religijnego: trzy monstrancje, dwie puszki, dwa kielichy, relikwiarz, dwa lichtarze, trzy kustodia i mszał ze srebrnymi okuciami.

Dwa z wymienionych przedmiotów zasługują na szczególną uwagę: osiemnastowieczna puszka na komunikanty wykonana przez znanego nyskiego złotnika Martina Vogelhunda oraz srebrne okucie mszału z 1766 r. na którym widnieje postać św. Jakuba z adnotacją łacińską PAROCHIALIS ECCLESIA S. IACOBI NISSENSI a na odwrocie postać św. Agnieszki z napisem PATRONA SECUNDARIA.

Mszał dwudziestowieczny do niczego już się nie nadaje. Nie przetrwał próby czasu i ostatniej powodzi. - Pozostałe paramenty pochodzą z XX wieku i są przykładem solidnego rzemiosła. Nie mają jednak większej wartości artystycznej. Jedna monstrancja wygląda jakby skomponowano ją z części starszych i nowszych i ozdobiono śląskimi kamieniami półszlachetnymi - wyjaśnia ks. Mróz, który już w niedzielę odkryte precjoza pokazał swoim parafianom. Obejrzeć je można było w kaplicy Najświętszego Sakramentu.

Tydzień później, z racji uroczystości odpustowej ku czci św. Jakuba, ponownie umożliwiono mieszkańcom Nysy obejrzenie znaleziska. Ekspozycji towarzyszyła wystawa fotograficzna ilustrująca krok po kroku kolejne etapy wydobywania „skarbu”.

Ukrywając najcenniejsze przedmioty, mieszkańcy domu funkcjonującego obecnie jako plebania, pomyśleli też o tych, którzy po latach odnajdą ich „skarb”. Zostawili bowiem cztery butelki francuskiego wina mszalnego. Na etykiecie zachował się napis w języku niemieckim: Französischer Wieiß-Meßwein. Pierwsza butelka została otwarta tuż po zakończeniu prac wydobywczych. - Mimo upływu prawie 60 lat zachowało ono wspaniały bukiet i smak, jak przystało na dobre wytrawne wina - dodaje ks. prałat Mikołaj Mróz.

Co jeszcze można w Nysie znaleźć?
Oto jest pytanie. Zapewne będą kolejne odkrycia. Autorem jednego z nich, nie chwaląc się, jest wyżej podpisany. Podczas wakacji w 1987 r., porządkując pomieszczenia po dawnej bibliotece, które wtedy były, delikatnie mówiąc, zagracone, miałem niezbyt przyjemną pracę. Wynosiłem zawartość półek do innych pomieszczeń. Moim zadaniem było wówczas wiązanie w paczki w znakomitej większości nudnych przedwojennych ksiąg rachunkowych i wynoszenie ich do innego pomieszczenia. Po kilku minutach chciało się stamtąd uciekać jak najdalej. Jednak rodzinne zamiłowania do archiwaliów i szacunek dla historii pozwolił z tej masy papieru makulaturowej wartości wyodrębnić kilkanaście cennych dokumentów, wśród których znalazły się m.in. listy podpisane przez księcia biskupa wrocławskiego Karola Habsburga oraz nieznany do tego czasu dokument wizytacji kapituły kolegiackiej Świętego Krzyża w Opolu z 1653 r.

Wtedy też chodziłem po jakichś dziwnych miedzianych czy wykonanych z brązu rurkach, które pałętały się pod stopami, a proboszcz kilkakrotnie wypowiadał swoje „kurde mol” na ich widok. Jakże ogromnym zaskoczeniem było dla nas obu, gdy po upływie kilku lat okazało się, że owe rurki i leżące obok nich kawałki metalu to szesnastowieczny, z 1598 r. żyrandol Tinzmanna, kanonika wrocławskiego i proboszcza w Nysie, który podarował go kościołowi na jego czterechsetlecie!

I cóż pozostało proboszczowi? Oddać te rurki i leżące obok elementy do konserwacji. I zawisł żyrandol Tinzmanna, kanonika wrocławskiego po wielu latach na dawnym miejscu, aby uświetnić kolejną w dziejach rocznicę, tym razem 800-lecia kościoła. Być może strychowe dzieje żyrandola to zrządzenie Opatrzności? W realnym socjalizmie nie mógłby raczej wisieć w kościele, bo orzeł na nim był nie ten. Podobny był na Pięknej Studni przy ulicy Wrocławskiej. Nawet przetrwał wojnę. Dzisiaj jest na niej tylko kopia. Oryginał, niestety, zaginął".



Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group