|
Forum Historii Nysy
Serwis społecznościowy poświęcony historii miasta Nysa
|
"Miejsca z dzieciństwa na ul. Bielawskiej" |
Autor |
Wiadomość |
ralf
Administrator
Dołączył: 07 Lis 2017 Posty: 3085 Skąd: Kraków
|
Wysłany: 2019-02-21, 16:06 "Miejsca z dzieciństwa na ul. Bielawskiej"
|
|
|
Za zgodą Eriki Dieling (z domu Becke) zamieszczam poniżej opowiadanie jej autorstwa pt. "Orte der Kindheit an der Bielstrasse" ("Miejsca z dzieciństwa na ul. Bielawskiej"), które ukazało się w czasopiśmie "Neisser Heimatblatt" nr 286 z kwietnia 2018 r., wydawanym przez Nyskie Stowarzyszenie Regionalno-Kulturalne (Neisser Kultur- und Heimatbund e.V.) w Hildesheim w Niemczech. Tekst z języka niemieckiego przetłumaczyła Aleksandra Narewska.
„Miejsca z dzieciństwa na ul. Bielawskiej”
Miałam 5 lat, gdy moja rodzina przeprowadziła się w 1937 r. ze swojej firmy wraz z dużym mieszkaniem i przepięknym ogrodem (łacznie z huśtawką dla dzieci) z dzis. ul. Piłsudskiego (Neuländer Chaussee) na ul. Celną (Zollstrasse). Stara kamienica w centrum miasta, bez ogrodu, bez huśtawki była odtąd moim nowym domem. Ów dom na ul. Celnej mial 32 lata. Ludzie mówili, że miał już 300 lat "na karku". I pewnie mieli rację, bo mury były grube jak w zamku! Aklimatyzacja w nowym otoczeniu przychodzila mi z trudem. Fragment domu od ulicy byl połączony z tylną czescią budynku niewielkim podwórzem, ktore prowadziło na ul. Bielawską (Bielstrasse). Była to niewielka uliczka wybrukowana "kocimi łbami", która położona była na prawym brzegu niewielkiej rzeczki Białej (Biele), w jezyku urzedowym: Freiwaldauer Biele. Dla ochrony była zamontowana od strony ulicy przepiękna krata z kutego żelaza, która ciągnęła się aż do ul. Prudnickiej (Neustädter Strasse). Po drugiej stronie rzeczki była promenada, której przybrzeżna skarpa obsadzona była drzewami i krzewami. Obok rozłożystych drzew liściastych stało tam wiele lawek, które były chętnie przez nas okupowane. Znajdował się tam też dziedziniec Gimnazjum Eichendorffa (dzis. Szkoła Podstawowa nr 5), na którym mogliśmy się bawić po szkole. Po jednej stronie dziedzińca był niski mur, który zachęcał do przeskakiwania ponad nim. Po przeciwnej stronie boiska rosły bujne kasztanowce o gęstych liściach. W okresie jesiennym, gdy liście i kasztany zalegały na ziemi, zbieraliśmy je, ile tylko zdołaliśmy unieść i budowaliśmy z nich zamki, w których się chowaliśmy, wdychaliśmy korzenny zapach i rzucaliśmy kasztanami w inny "zamek" nigdy jednak nie trafiajac! Rodziny na ul. Bielawskiej miały dużo dzieci.
Za boiskiem Gimnazjum Eichendorffa, na skraju parku (dzis. Plac Paderewskiego), był "targ ziemniaczany". Na tej wielkiej, wolnej łące od czasu do czasu rozstawiał swoje namioty cyrk. Cieszyliśmy się, gdy nadjeżdżaly wozy cyrkowe. Poruszenie było wielkie, gdy rozstawiano duży namiot cyrkowy z licznymi masztami i wszelkie inne namioty dla zwierząt. Przyczepy cyrkowców stały na skraju placu. Całość otaczał niski, kolorowy płot. Do Nysy, naszego miasta, przybywały takie firmy jak Barum czy Sarassani.
Całkiem blisko, na ulicy Brackiej (Brüderstrasse), znajdował się znany nyski Kościół św. Krzyża. Działał w nim ojciec Eberhardt. Połączył nas w kongregacje dziewcząt, którą sam prowadził. Atmosfera w grupie była luźna. Nie dało się wyczuć żadnego przymusu, który otaczał nas w szkole lub w "Hitler-Jugend".
Życie i (przede wszystkim) zabawa na ul. Bielawskiej z wieloma dziećmi rekompensowała nam wszystko, za czym tęskniliśmy. Była to ulica w całości zamknięta dla ruchu. Były wtedy tylko nieliczne samochody i nie wjeżdżaly na ul. Bielawską. Mieliśmy wtedy właściwie to, w co rodzice muszą się dzisiaj angażować: ulicę zabaw!
Wiosną 1944 r. został zbudowany bunkier między boiskiem Gimnazjum Eichendorffa a targiem ziemniaczanym, wkopany głęboko w ziemię, który chyba miał służyć jako schron przeciwlotniczy. Byliśmy oczywiście ciekawi, pobiegliśmy tam i zobaczyliśmy strażnika w mundurze, z bronią przewieszoną przez ramię. Pilnował wejścia tej niezwykłej dla nas budowli. Oczywiście chcieliśmy wiedzieć, co to miało oznaczać: bunkier na naszym „placu zabaw“. Wartownik również byl miły i nas nie przegonił. Nagle wyjrzała ciemna głowa z otworu schronu i zawołała tylko jedno slowo: chleba! Był to rosyjski jeniec wojenny, który zwrócił sie do nas dzieci. Natychmiast pobiegłam do domu, opowiedziałam o tym mojej mamie, a ta dała mi pieniądze i marki na chleb, wiec pobiegłam do piekarza Schnalke na ul. Celnej i kupiłam duży chleb z foremki. Pobiegłam do bunkra, strażnik był cicho, Rosjanin wychylił głowę z otworu w ziemi i dałam mu chleb. A on? Dał mi zabawkę. Cienką, okrągłą deseczkę z drewna, na której były zawieszone na sznurkach drewniane kulki. Gdy poruszyło się deseczkę i kulki, dziobało w drewnianą płatę 5 wyrzeźbionych kurczaków. Przeuroczy widok! Następnego dnia znowu tam poszłam. Zaniosłam chleb z foremki i dostałam podobną zabawkę. Tym razem był to kowal, który kuł kowadło, gdy poruszyło się kulkę. Byłam zachwycona! Jednak gdy poszłam trzeciego dnia, żeby zanieść chleb i może zdobyć nową zabawkę, obu już nie było: strażnika i Rosjanina. Nie mogłam stwierdzić, czy w bunkrze byli jeszcze inni jeńcy. Ale ówczesnemu strażnikowi byłam wdzięczna, że mnie nie przegonił!
Potem przyszedł marzec 1945 roku, a wraz z nim wielki nalot na Nysę, który zniszczył duże części naszego miasta przez materiały wybuchowe i bomby fosforowe. Po odwołaniu alarmu o ostatnim ataku ktoś zawołał "Gimnazjum płonie!". Pobiegliśmy na ul. Bielawską i zobaczyliśmy płonącą szkołę Eichendorffa, która w międzyczasie stała się szpitalem wojskowym i został oznaczona widocznym Czerwonym Krzyżem na dachu. To był straszny widok, który wtedy zastaliśmy. To był ostatni raz, kiedy zobaczyłem nyską ul. Bielawską, której nigdy więcej nie powinnam widzieć w tym stanie. Ta ulica istnieje znowu dzisiaj, ale jest zupełnie inna i nie przypomina naszej ukochanej ulicy zabaw. Domy są innego typu, dziedziniec szkolny dawnego gimnazjum otoczony jest wysokim metalowym płotem. Dzieci już tam nie grają! Jeszcze kilka lat temu rynek dóbr konsumpcyjnych umiejscowiłby się w postaci wielu stoisk na promenadzie. A rzeczka Biała? Niegdyś czysta, pełna potworów rzeka, którą jak to określił kiedyś nasz miejscowy poeta Erwin Rosner w swojej taksówce "Do ojczyzny", stała się niezwykle smutną strużką, która jakoś nużąco szuka swojej drogi. Ale mimo całej dziwności, podczas moich wizyt w ojczyźnie znalazłam na ul. Bielawskiej coś, co pozostało dokładnie takie samo jak wcześniej. Tym czymś jest krata z kutego żelaza w kształcie serca oddzielająca ulicę od rzeczki Białej. Jedyna autentyczna pozostałość. Ostatnia pamiątka beztroskiego i szczęśliwego dzieciństwa na ul. Bielawskiej w Nysie.
Awers kartki pocztowej wysłanej w 1901 r. Widok na ul Bielawską, Gimnazjum Eichendorffa i kościół św. Krzyża.jpg
|
|
Plik ściągnięto 23 raz(y) 1,3 MB |
Rok 2018. Widok od strony ul. Brackiej na dzisiejszą, zimową ul. Bielawską [fot. Sebastian Miechkota].JPG
|
|
Plik ściągnięto 12 raz(y) 3,2 MB |
|
_________________ Zapraszam do: Muzeum w Nysie // Neisser Kultur- und Heimatbund e.V. |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
phpBB by
przemo
Strona wygenerowana w 0,19 sekundy. Zapytań do SQL: 11
|