Forum Historii Nysy Strona Główna Forum Historii Nysy
Serwis społecznościowy poświęcony historii miasta Nysa

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Odbudowa kościoła św. Jakuba - artykuł
Autor Wiadomość
ralf 
Administrator


Dołączył: 07 Lis 2017
Posty: 2912
Skąd: Kraków
Wysłany: 2018-05-18, 12:51   Odbudowa kościoła św. Jakuba - artykuł

"Odbudowa kościoła św. Jakuba"

Autor: Ludwig Thamm - "Wiederaufbau von Stankt Jakobus" [w:] "Neisser Heimatblatt" nr 243 s. 4-5.
Opracowanie: Sebastian Miechkota, 2018 r.

Autor niniejszego artykułu to najstarszy syn zmarłego w 1978 r. w Regensburgu ostatniego rektora chóralnego z kościoła św. Jakuba, dyrektora muzycznego Józefa Thamma, który pełnił od 1978 r. do 1985 r. funkcję korespondenta dla ARD w Polsce. Wraz ze swą małżonką odbyli liczne podróże na Śląsk. Oczywiście przy okazji tych wizyt, Ludwig Thamm odwiedzał także swoje miasto rodzinne – Nysę oraz proboszcza „dużego kościoła” – prałata Józefa Kądziołkę. Rozmowy dotyczyły stosunków miejscowych w Nysie oraz odbudowy ze zgliszcz wojennych nyskich świątyń – głównie kościoła św. Jakuba. Ludwig Thamm wspomina:
„Kiedy przyszedłem, wszystko w kościele było w rozpadzie. Wszystkie okna były zniszczone. Wszystko strawił ogień: dach, organy oraz ławki – opowiadał ksiądz prałat w swoim dobrym niemieckim nie raz. Przyszedł do parafii początkiem 1947 r. jedynie z dwoma końmi: „Nimi wywiozłem cały gruz. Później je sprzedałem”. „Wszędzie były ruiny. Do plebanii musiałem przechodzić przez górę gruzu. Ruiny były pomiędzy dzwonnicą, a kościołem. W kościele nie było jeszcze nabożeństw. Liturgia sprawowana była w kościele Zwiastowania NMP (dawniej zwany kościołem mieszczańskim), w kościele pojezuickim oraz w kościele św. św. Piotra i Pawła”. W plebanii do zamieszkania nadawał się wówczas zaledwie jeden pokój, zanim oszklono okna. Kościół św. Jakuba otrzymał jedynie prowizoryczny dach z papy. Ten traumatyczny widok, niegdyś tak pięknego kościoła, uwieczniono na pewnym gliwickim wydawnictwie – pocztówce wykonanej z konwiktu (obecnie budynek Sądu Rejonowego). Józef Kądziołka prowadził energicznie prace porządkowe wewnątrz świątyni. W dniu 21 września 1947 r. mógł ją na nowo poświęć i sprawować tam liturgię.

W jaki sposób prałat otrzymał konie

Kiedy zakończyły się działania wojenne w Polsce, prałat Kądziołka chciał dotrzeć do swoich diecezjan, o których wiedział tyle, że przesiedlono ich przymusowo z Polski wschodniej na Śląsk, z uwagi na aneksje tych terenów przez Związek Radziecki. Otrzymał zgodę od kardynała w Krakowie. W dniu św. Bartłomieja, 24 sierpnia 1945 r. zameldował się w kościele św. Bartłomieja w Gliwicach. „Tam byłem do stycznia 1946 r. W czterech szkołach nauczałem religii. Później otrzymałem dekret do parafii w Starym Lesie”. W pewnej nocnej akcji 24 księży z okolic Nysy zostało wytransportowanych na zachód, a lokalni parafianie pozostali bez duszpasterzy.
„W Starym Lesie byłem rolnikiem. Trzeba było uprawiać 36 hektarów. W Nysie nabyłem 20 ton pszenicy, którą rozdzieliłem pomiędzy ludność, a resztę zasiałem na polach parafialnych. Do tego uprawialiśmy dwa hektary buraka cukrowego. Dotychczas nie widziałem, jak ciężka będzie to praca, ale dzięki temu otrzymałem dwie tony cukru.” Ponadto w dalszym ciągu w okolicy były kościoły i parafie do obsadzenia. „Wówczas przybył biskup opolski Kominek i zapytał: ile chcesz tu jeszcze zostać? To było praktycznie jak polecenie przeprowadzki do Nysy”. I przeniósł się ksiądz prałat Kądziołka ze swoimi dwoma końmi do Nysy.

Kościół św. Jakuba otrzymał nowy dach

O ile w 1947 r. w prowizorycznie zorganizowanym kościele można było sprawować liturgię, należało jeszcze wznieść nowych dach i wzmocnić statykę kościoła. W komunistycznej, zależnej wówczas od Moskwy Polsce, nie było to oczywiste. Brakowało bowiem głównie materiałów i środków finansowych. Kądziołka wykorzystywał praktycznie każdą sposobność, by zainteresować wysokie osobistości w Warszawie restauracją kościoła. Dopiero dziesięć lat po katastrofie możliwe było rozpoczęcie prac. Warszawa wyasygnowała 6 milionów złotych na poczet prac związanych z dachem. „Kiedy będziecie mieli gotowych dach, resztę będziecie wykonywać już samodzielnie”, mówiono.
Z dachem rzecz miała się w sposób szczególny. Pokryty łupkiem, niegdyś najbardziej stromy dach kościoła we wschodnich Niemczech, to były tysiące metrów sześciennych drewna. Rosyjskie granaty w 1945 r. wywołały pożar. Paliło się wiele dni. Polscy eksperci zdecydowali, że nowa konstrukcja będzie wykonana ze stali. „Sześcioma milionami, opłaciłem konstrukcję więźby dachowej w fabryce stali w Gliwicach”.
Głównym oparciem dla dachu jest dziesięć legarów ze stali, każdy wysoki na 27 metrów, ważący 10 ton. Legary te opierają się na zewnętrznych ścianach nośnych świątyni, nie obciążając filarów pomiędzy nawą główną i bocznymi. Kądziołka: „Nie mogłem go pokryć blachą, gdyż dach jest zbyt wysoki. To prawie 30 metrów.” Zamiast szarego łupka na dachu położono czerwoną dachówkę, 130.000 sztuk. Wcześniej wzmocniono fundamenty kościoła. W gruncie, w miejscu pochodzących jeszcze z XI stulecia drewnianych pali fundamentowych, bardzo mocno nadszarpniętych czasem, dokonano ich wzmocnienia poprzez zastosowanie wody szklanej. W zniszczonym szczycie zachodnim kościoła użyto konstrukcji stalowo-żelbetowej, która została następnie wypełniona cegłami i oblicowana.
Odnośnie dachu w roku 1960 pisał inżynier i architekt Feliks Kanclerz dla warszawskiego miesięcznika „Polska”: „ Trzeba sobie zdać sprawę, że dach o powierzchni niemal pół hektara, niczym żagiel, wystawiony jest na silne i częste w tym miejscu wiatry. Ten żagiel musiał zostać odpowiednio wzmocniony i zabezpieczony przed wszelkimi ewentualnymi niespodziankami. W rezultacie powstała lekka, obszerna konstrukcja dachu, wznosząca się na 54 metry ponad powierzchnię gruntu …”.
W swoich „Opowieściach o naszym kościele” – publikowanych w 2001 r. pod nazwą „Erzählungen zur St. Jakobuskirche Neisse/Opowieści o naszym kościele”, wydaną przez wydawnictwo Neisser Kultur und Heimatbund w Hildesheim w Niemczech, obecny proboszcz świątyni prałat Mikołaj Mróz posłużył się ciekawym porównaniem: „Dziś strych kościoła tworzy przestrzeń, w której mógłby zmieścić się pięciokondygnacyjny budynek, np. taki jak blok mieszkalny przy ul. Wrocławskiej”.
Nie mylił się nadto autor artykułu o „żaglu” na nyskim kościele. W lipcu 1983 r. uskarżał się ks. prałat Kądziołka: „Dach muszę wykonać raz jeszcze. Po 27 latach brakuje wielu dachówek i kalenicówek. Dach gra zawsze, gdy jest wiatr. Trzeba wymienić dachówki, jest ich 4.000 m2. Nie znam drugiego tak wysokiego dachu”.

W 1972 r. rozbrzmiały na nowo organy

Prałat zwykł się często nazywać „najbogatszym proboszczem Polski”, z uwagi na to, że miał pod opieką pięć świątyń wpisanych do rejestru zabytków, w tym kościół św. Św. Piotra i Pawła oraz pojezuicki. Wszystko kosztowało mnóstwo pieniędzy, które trzeba było przeznaczać w pierwszej kolejności na usuwanie skutków wojny. Pieniędzy wymagały także organy w kościele św. Jakuba. Zostały one zamówione w warszawskiej firmie organowej „Biernacki”. W czasie mojej wizyty w 1983 r. dumny ksiądz Kądziołka opowiadał: „Nie mam żadnych długów. Po prostu zaczynam prace i nie zastanawiam się, jak za to zapłacę. Kiedy przychodzi do płatności, w szufladzie znajduje wciąż pieniądze. Nigdy nie prosiłem moich ludzi o pieniądze. Jedyne, co musiałem zrobić, to powiedzieć „dziękuję”. Przy budowie organów, w niedziele zawsze przeliczałem: wszystkie piszczałki łącznie 3700. Tysiąc już zapłaciłem, pozostało jeszcze 2700 do zapłaty. I zostawało coraz mniej, aż do czasu jak wszystkie były gotowe”.
Pieniądze płynęły także z Niemiec Zachodnich. Na przykład kwota za piszczałki, których cenę oszacowano prałatowi na 10000 marek niemieckich, została zapłacona przez Caritas z Freiburga. Wpłacali także byli nysanie. Nowe organy zostały poświęcone w dniu 2 maja 1972 r. W uroczystości wziął udział pochodzący z Nysy biskup Schwerina Heinrich Theissing. W czasie uroczystości na organach grał słynny warszawski organista, Feliks Raczkowski, profesor w Wyższej Szkole Muzycznej i wieloletni organista w kościele św. Krzyża w Warszawie. Później poznaliśmy go osobiście w Warszawie. Mieszkał w wybudowanym po wojnie bloku, i jego całą dumą były małe organy które przechowywał w swoim mieszkaniu.
Oczywiście także biskup opolski przybył na uroczystość poświęcenia organów. Połączono tę uroczystość z bierzmowaniem. Ksiądz Kądziołka wspominał, że w czasie tej uroczystości bierzmowano 1.200 młodych ludzi. Biskup Theissing powiedział wtedy prałatowi, że „tylu osób, nie wybierzmujemy u nas nawet przez trzy lata”.

Co jeszcze zostało do zrobienia

Kolejna wizyta w 1983 r. w Nysie. Prałat wzdycha, że jeszcze tak dużo, za dużo pozostaje do zrobienia w Nysie. „Dotychczas ukończyłem jedynie 13 okien. Do zrobienia pozostaje jeszcze tak wiele. To wszystko wykonane jest ze szkła typu gomółka, które jest tak drogie, obecnie dziesięć razy tak drogie, niż w czasach gdy zaczynałem. Wykonuje je urodzony w Głogówku inżynier Tomasz Zuber. Następnie, w miejscu pod chórem, gdzie obecnie nie ma niczego posadzka powinna zostać wyłożona marmurem. Tam stały wcześniej ławki, które zupełnie spłonęły”. Marmur był wprawdzie tuż obok, ale trzeba było za niego tu płacić tyle, ile w centralnej Polsce – uskarżał się Prałat.
Tak, i jeszcze dzwonnica. Latem 1983 r. prałat planował, wzmocnić posadzkę pod dzwonami. Dźwięk dzwonów wzywał znów na nabożeństwa. „Uruchamiały go siostry z zakrystii”. Ze względów bezpieczeństwa nie chciał jednak wpuszczać nikogo do dzwonnicy. W pierwszych latach odbudowy Ministerstwo Kultury z Warszawy zdecydowało, że dzwonnica nie będzie zakończona dachem. Nie była ona przecież ukończona i w takiej jej sylwetki należało bronić. A więc, powiedział sobie ks. prałat Kądziołka, wybuduję jedynie małą wieżyczkę, żeby nie padało do klatki schodowej. Cieszył by się niezmiernie, gdyby mógł dostrzec, co powstało w jej wnętrzu później. Wystawiono tam najcenniejsze skarby, ukryte przez proboszcza dr Karla Wawrę przed Rosjanami w 1945 r.

Wycinek z gazety pomógł

Prałat opowiadał często o swoim „wycinku” z prasy. Kiedy miał problemy z komunistycznymi funkcjonariuszami lub biurokratami wyciągał go z teczki. Widniał na nim napis: „ Teolog skazany na trzy lata więzienia za słuchanie radia”. Tym teologiem był prałat Kądziołka. Do tego zamieszczono jego życiorys. „Urodziłem się w 1908 r. w Nowym Sączu. To była wówczas Austria. Śpiewaliśmy wówczas w kościele „Boże chroń, Boże strzeż naszego cesarza, nasz kraj”. Czasami śpiewaliśmy to po polsku. Do szkoły-gimnazjum w Nowym Sączu z domu rodzinnego miał 5 kilometrów. Po tym, jak postanowił zostać duchownym, odpowiedział na wezwanie biskupa Łuckiego na Wołyniu, na północny wschód od Lwowa, koło Równego. Szukał on początkujących teologów dla swojej diecezji, ponieważ wielu jego młodych księży udawało się na misje. Kądziołka został przyjęty i należał od tego czasu do Łucka, którego oczywiście miał nigdy nie zobaczyć. Wówczas nie było tam seminarium, toteż młody kleryk studiował w Krakowie. W ostatnim roku jego studiów zanosiło się na burzę. Kiedy w czerwcu wybierał się na wakacje do swojego domu, uzgodniono, że gdyby wybuchła wojna, zostanie natychmiast przeniesiony do Łucka, i tam zostanie wyświęcony. 3 września 1939 r. opuścił dom rodzinny. Pociąg został zbombardowany. Furmanką dojechał 40 km za Przemyśl. Tam nadciągali naprzeciwko niemu ludzie z wschodnich terenów Polski, którzy uciekali przed Armią Czerwoną. 29 września 1939 r. był znów w domu. Kiedy trzy i pół tygodnia wcześniej wyruszał w drogę na wschód, posiadał radio, które powierzył swojemu znajomemu.
Kiedy powrócił, wydano zarządzenie, w którym nakazano wszystkim Polakom zwrot takich odbiorników, czego prałat nie zrobił. Od czasu do czasu odwiedzał swojego kolegę, by móc słuchać radia z Londynu. Został na tym nakryty i skazano na trzy lata więzienia. Musiał pracować, jako pomoc w szpitalu. W 1943 r. otrzymał święcenia. Później nauczał religii w Wieliczce, a po wojnie zameldował się na Śląsku, by być blisko ludzi, do których diecezji właściwie należał.
W odbudowanym kościele św. Jakuba wiele rzeczy przywołuje Józefa Kądziołkę. Na przykład tryptyk ołtarzowy, wywieziony w czasie wojny do Czech, po wojnie przewieziony do muzeum w Pszczynie. Po wielu staraniach udało się go odzyskać do Nysy. Albo ołtarz z marmuru sławniowickiego, czy krypta pod prezbiterium. Prałat przeniósł do kościoła także szczątki ks. Klemensa Neumana. W krypcie pod Baptysterium znalazł on swoje ostatnie miejsce spoczynku w roku 1987. Po środku jego płyty nagrobnej przedstawiono zachodnią fasadę kościoła z dzwonnicą. Poniżej napis: „Reedificator Ecclesiae S. Jacobi”.
_________________
Zapraszam do: Muzeum w Nysie // Neisser Kultur- und Heimatbund e.V.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

phpBB by przemo  
Strona wygenerowana w 0,102 sekundy. Zapytań do SQL: 8