Forum Historii Nysy Strona Główna Forum Historii Nysy
Serwis społecznościowy poświęcony historii miasta Nysa

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Spotkanie z Nysą - rok 1943 i 1955
Autor Wiadomość
ralf 
Administrator


Dołączył: 07 Lis 2017
Posty: 2828
Skąd: Kraków
Wysłany: 2017-11-21, 20:55   Spotkanie z Nysą - rok 1943 i 1955

Autorem poniższych opowiadań jest urodzona w 1931 roku w Kórnicy w pow. krapkowickim śląska gawędziarka i poetka Anna Myszyńska.


Pierwsze spotkanie z Nysą

Rok 1943. Kręcę na rowerze ile sił. Silny wiatr robi balon z mojej sukienki, szarpie za włosy i rozpala twarz. Oddaję rower na przechowanie i biegnę zdyszana na stację kolejową nad którą widniej napis; Oberglogau (Głogówek). Kupuje bilet i już na peron wtacza się pociąg. Para z lokomotywy dmucha mi po nogach i grzeje. Siadam przy oknie. Szybko mkną pola, miedze, drzewa. Widzę dobrze Kopę Biskupią. Jestem szczęśliwa, podniecona ciekawa, dużego miasta, gdzie moja siostra uczy się dobrego wychowania. Z przetłuszczonej torebki podjadam chrusty, które matka usmażyła dla niej. Muszę się opanować, bo niewiele z tych słodkości zostanie. Pociąg ponownie rusza, mija Neustadt (Prudnik). Liczę stacje, żeby nie przegapić celu podróży. Wreszcie jest. Wielkimi literami napisane: Neisse (Nysa). Wysiadam. Tłum podróżnych, jak fala morska niesie mnie przed dworzec. Widzę kamienne morze wysokich domów. Zatłoczonymi chodnikami spieszą panie w wielkich kapeluszach lub turbanach, kobiety z dziećmi w wózkach i z bagażami. Wszędzie błyszcząca zieleń wojskowych mundurów, słychać saluty. Boże! Dlaczego jestem taka mała? Co będzie, jak się wtym tłumie zgubię? Na szczęście moja siostra Marika już wypatrzyła mnie wtłumie. Jaka ulga i radość! Idziemy przez szeroki most. Po lewej stronie na rzece burzy i pieni się woda przy elektrowni. Wchodzimy do klasztoru St. Georg Stift. Jest ogromny. W lewym skrzydle mieści się pensjonat dla dziewcząt, prowadzony przez siostry zakonne. Na środku jest duża kaplica, a z prawego zrobiono lazaret. Po ogrodzie chodzą ranni. Mają wszędzie opatrunki. Są tacy, co nie mają ręki lub nogi. Są też tacy bez obu nóg, jeżdżący na wózkach. Siostry zakonne krzątają się, pomagając rannym. Nie odchodziłam od okna, przez które było widać ten ogród. To było moje pierwsze spotkanie zwojną. Miałam wtedy 12 lat i tylko obraz ogrodu pełnego rannych żołnierzy zabrałam z tych odwiedzin do swojego domu, choć wcale nie chciałam...
Wracam tą samą drogą przez Neustadt. Biorę mój rower i mocno naciskam na pedały. Chcę być jak najprędzej w domu, przytulić się do matki, poczuć się bezpiecznie. Nie czułam lęku przed tym obrazem, który utkwił mi pod powiekami. Kto wie, może już wtedy los zadecydował, że wrócę do nyskiego ogrodu po latach.


Drugie spotkanie z Nysą

Rok 1955. Głogówek! - woła konduktor - proszę wsiadać! Niosę torbę, w której najwięcej miejsca zajmują: miłość, poczucie bezpieczeństwa i wiara zludzi wyniesiona z domu rodzinnego. Jest lekka, bo te rzeczy nie ciążą. Co innego złość, nienawiść, smutek - to byłyby rzeczy nie do udźwignięcia, rzucające o ziemię. Rytmicznie stukają koła pociągu. Mijam Prudnik (Neustadt). Grudniowa, wieczorna szaruga wita mnie na dworcu w Nysie (Neisse). Stoję przed nim, jak wtedy, przed laty i nie poznaję go. Nie poznaję miasta. Jest Nysa i jej nie ma. Znikły wysokie kamienice zulicy Dworcowej. Na samotnym słupie huśta się jedyna żarówka. Za nią majaczą w ciemnościach doły okien wypalonych domów.
Ludzi też nie ma. Tylko jakiś kolejarz oddala się od dworca. Biegnę za nim i pytam o ulicę Słowiańską (Obermähren Strasse dawniej).
- Mogę pani pokazać.
Idziemy w milczeniu. Jak to dobrze, że nie zabrałam zdomu strachu? Nie muszę się bać. Po prostu ufam człowiekowi. Z daleka słychać sum wody. Czyżbyśmy szli na szeroki most, który już znałam? Tak, ale mostu też nie ma, tylko drewniana kładka, ruszająca się przy każdym kroku. Mijamy zakład energetyczny. Mój przewodnik skręca wprawo, a ja brnę w kierunku dwóch świateł na budynku z napisem: Państwowa Szkoła Położnicza wNysie. Jestem u celu. Dokładnie w tym miejscu, gdzie uczyła się moja siostra. I na początku mojej drogi.
Nazajutrz wszystko wygląda lepiej. Stwierdziłam z radością, że Nysa jednak istnieje, choć jej serce leży w gruzach. Strzelają w niebo liczne wieże kościelne, błyszczy w słońcu odbudowany, nowy dach katedry św. Jakuba. Widzę z okna znajomy ogród przyklasztomy. Nie ma jednak krzyża? I całe lewe skrzydło jest wypalone do dna. Była wojna. Skończyła się wojna. Jestem młoda. Mogę się uczyć zawodu. Chcę się uczyć. Nieważne, że w języku polskim, przecież niemieckie książki mogę mieć u siebie zawsze i czytać do woli. Nikt mi przecież nie zabroni.
Przez cztery lata mogłam sobie to miasto przyswajać. Ileż tu było rzeczy do odkrycia! Ileż kultur, sposobów bycia, różnych zwyczajów się tam przeplatało! Mimo hałd gruzu wrynku, na którym miejska biblioteka w Starej Wadze. Budynek Starej Wagi wyglądał jak kwiat. Naokoło tętniło życie. Miasto koszar, różnych szkół, kościołów i klasztorów, gdzie na ulicach błyszczały zielone mundury i niebieskie tarcze licealistów z Carolinum. A po obiedzie na miasto wysypywali się w czarnych sutannach klerycy na swój codzienny spacer do parku lub nad rzekę. No i my. słuchacze szkół medycznych w swoich mundurkach z białymi, wykrochmalonymi kołnierzami i mankietami. Ileż barw i odcieni, ileż kontrastów w jednym miejscu. Chodziłam ścieżkami tego miasta ku mojemu przeznaczeniu, któremu przedstawiłam się jako Ślązaczka. Człowiek, który potem został moim mężem był zaskoczony. Nie wiedział, co to jest Ślązaczka. Stanęło na tym, że więcej Niemka, niżeli Polka i tak też zostałam przyjęta do polskiej rodziny.
Przez pewien czas uczyliśmy się wszyscy (nasze rodziny, najbliższe otoczenie), które mimo swoich tragicznych przeżyć wojennych i wypędzeni ze swoich rodzinnych stron me miała do mnie uprzedzeń. Czuję się wyróżniona przez los i szczęśliwa, że dane mi było żyć wśród ludzi, którzy potrafili przezwyciężyć urazy i zapomnieć wiele krzywd, aby budować przyjaźń i pokój. Nie zawiodłam się również na swoim ojcu, który mimo swoich przekonań okazał się mądrym i wielkodusznym człowiekiem. I czy to nie właśnie spotkania i rozmowy pojedynczych ludzi doprowadzą do porozumienia między naszymi narodami, a nie deklaracje poszczególnych rządów i polityków ?
_________________
Zapraszam do: Muzeum w Nysie // Neisser Kultur- und Heimatbund e.V.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

phpBB by przemo  
Strona wygenerowana w 0,146 sekundy. Zapytań do SQL: 8