Forum Historii Nysy Strona Główna Forum Historii Nysy
Serwis społecznościowy poświęcony historii miasta Nysa

FAQFAQ  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj

Poprzedni temat «» Następny temat
Pamiętnik Grety Hoffmann
Autor Wiadomość
ralf 
Administrator


Dołączył: 07 Lis 2017
Posty: 3085
Skąd: Kraków

Wysłany: 2017-11-19, 03:50   Pamiętnik Grety Hoffmann

"Grete Hoffmann urodziła się 12 lipca 1892 roku w Nysie, zmarła 21 czerwca 1974 roku w Hohenlimburg. Mieszkała do 1945 roku w Nysie w domu przy ulicy Scheinerstrasse 1 (obecnie Moniuszki) w pięciokondygnacyjnym budynku, wybudowanym końcem XIX wieku, mieszkała razem z rodzicami. Jej ojciec pochodził z Römerstadt na Morawach, był współwłaścicielem dużej fabryki Mebli (Związek Stolarzy w Nysie); matka pochodziła z Nysy. Siostra Grety Hoffman, Gertruda wyszła za mąż za kierownika biur miejskich Józefa Todt; dzieci: Gottfried i Steffi. Rodzina Todt mieszkała przy Edgar-Müller-Strasse 4 (późniejsza Steinstrasse, obecnie Emilii Gierczak). Ta ulica była przedłużeniem Scheinerstrasse (obecnej Moniuszki), obie ulice prowadziły wzdłuż Promenadewege, która znajdowała się w miejscu starych umocnień miejskich. Domy Scheinerstrasse 1 i Steinstrasse 4 mieściły się w odległości jedynie 50 metrów, jeden obok drugiego".

Greta Hoffmann prowadziła swój pamiętnik od 14 lutego 1945 roku aż do końca II wojny światowej. Poniżej zamieszczam jego treść, którą przetłumaczył i opracował Sebastian Miechkota z Nysy, za zgodą Neisser Kultur und Heimatbund e.V. Hildesheim.


„Pamiętnik Grety Hoffmann”

Nysa, 14 luty 1945
Środa popielcowa, wieczór godzina 21.00.
Chciałabym, aby ten nowy pamiętnik tuż po jego ukończeniu stanął pod szczęśliwą
gwiazdą (Niemiecka fraza). Dopiero co w okolicach miasta rozstawiono sprzęt militarny w obronie przed nadchodzącym frontem, a My w tych trudnych czasach jesteśmy rozdarci pomiędzy nadzieją, a lękiem, od czterech tygodni bowiem czujemy grożące nam już wkrótce niebezpieczeństwo. Im ciemniejsza rysuje się nam przyszłość, tym większa jest moja wiara w pomoc bożą i we wpływ Boga na kształtowania człowieczego jestestwa. Tylko Jego mocne przywództwo pozwala mi wierzyć i przestać zastanawiać się nad skomplikowanymi zawiłościami losu. Dlatego pokładam nadzieję, w tym że burze i grzmoty armat zostaną wyparte przez dźwięk pokoju, który pozwoli biednej ludzkości otrzymać upragniony pokój.

15 luty
Wczoraj wieczorem odjechała od nas pociągiem szpitalnym Stefii. Jest u nas całkiem spokojnie, ale kto może przewidzieć co nas jeszcze czeka w najbliższej przyszłości. Niepokój, alternatywnie ucieczka w nieświadomość, cz może okupacja i zagrożenie ze strony Rosjan? Jak bardzo chciałby się teraz skryć w jakimś bezpiecznym miejscu! Pociąg Stefii, jedzie przez Niederdonau, następnie powinien trafić do Ranshoven koło Braunau, tam dostaną się do Edith i Lotty Muler. Na całe szczęście ich podróż nie biegnie wzdłuż niebezpiecznych miejsc, zagrożonych nalotami bojowymi. Właściwie jest tak źle, że nie można nikogo zawiadomić pocztą o czymkolwiek. Jesteśmy zupełnie odcięci od świata. Wierzę, że oboje Gotrfried i Stefii są bezpieczni dopóki mamy ten jakże niebezpieczny czas. Musimy wierzyć w Bożą ochronę i pomoc.
Dziś od 4 do 13 były znów alarmy przeciwlotnicze. Jak zameldowała policja, 80 samolotów wroga podchodziło do lądowania(?) w czasie lotu z Nachodu do Wrocławia. Na szczęście nie zostaliśmy dotknięci. Nie ma dobrych wiadomości. Walki rozciągają się już od Grunberga aż na szerokość Bunzlau, który jest już w ręku wroga. Bunzlau dało początek eskalacji niespotykanej przemocy. Spowodowało większą jeszcze zgubę dla ludzkości. Mimo tego, że Rosjanie są dobrze wyposażenie w czołgi i inny materiał wojskowy, potrafią zdobywać coraz więcej przestrzeni nawet przy pomocy zwykłej piechoty. Jak bardzo chcielibyśmy pokonać tę hydrę(Rosjan), nie zrozumcie mnie źle, ale wierzę że gdy nastąpi gorąca chwila, ostateczne zwycięstwo będzie po naszej stronie.
Więc żyjemy już tak od 4 tygodni pomiędzy błaganiem i nadzieją i powoli przyzwyczajamy się do tego stanu. W urzędzie rozmawiamy coraz częściej o uchodźstwie, jesteśmy już generalnie tym wyczerpani. Jeżeli nie chcemy opuszczać Nysy, musimy naprawdę mężnie znieść ten trudny czas.

16 luty 1945
Dzisiaj napędzono mnie niezłego stracha. Pan nadinspektor Galle słyszał, że w Rogowie Opolskim Rosjanie napadli na siedzibę leśnictwa. Brat tamtejszego leśniczego Rosta, 'doglądacz lasu' z Mannsdorf(Mańkowice), miał rzekomo doświadczyć tego, że w Rogowie można zostać zaatakowanym, leśniczy miał się podobno bronić, ponieważ mógł zostać niechybnie zabity. Mimo to pan nadinspektor zdecydował się natychmiast pojechać w to miejsce i przekonać się co z tego jest prawdą na własnej skórze. Dzięki temu że wyjechał, wiele rzeczy z archiwum miejskiego pozostało bez opieki. Ostatnio w zimie pozwoliłam sobie przeglądnąć karty chorych, rozmaite listy, dokumenty nyskie, a także militarno-kościelną księgę(odpowiednik obecnych kronik USC), oraz wiele innych. Byłoby to wielką szkodą, gdyby wszystkie te dokumenty bezpowrotnie zginęły. No i ten biedny leśniczy! Miejmy nadzieję, że nic z tego co zostało powiedziane, nie jest prawdziwe. Z powodu nalotów lotniczych wszystko mogło zostać zniszczone w tej odległej leśniczówce, nie trudno narazić się Rosjanom. Wielu rzeczy się już domyślam, ale dalej martwię się jak zawsze o przyszłosć, a zwłaszcza tym, że nie ma właściwie innej drogi, którą możnaby pójść.
Właścicielka mojego domu, Pani Hennig była wczoraj w Hennersdorf(Henryków Lubański)w Sudetach. Chciała ulokować tam swoją starą matkę, musiała jednak zrezygnować z tego, ponieważ tamto miejsce było już opuszczone, od Romerstadt(Rymarov), Muglitz i dalej za Mahren.
Poza tym słyszałam dziś, że w Dreźnie w ciągu ataku lotniczego brało udział 6.000 samolotów, co spowodowało śmierć 35.000 ludzi. Przerażające! Jak wielu uciekinierów z całej prowincji wschodniej może się pojawić? Oby tylko Stefii trafiła jak najszybciej w bezpieczne miejsce. Nie będę miała spokoju tak długo, jak długo będę wiedzieć, że Stefii jest w drodze, przecież ten pociąg jedzie do Wiednia, a tam równie często występują naloty. Czy dziś można znaleźć jeszcze jakieś bezpieczne miejsce w Niemczech?

17 luty wieczór, godzina 20:00
Siedzę teraz w dużej sali w Domu Miejskim('Das Stadhaus'na Rynku) odbywając wieczorną wartę. Każdej nocy muszą tu przebywać dwie urzędniczki, gdyby doszło do nagłej zmiany sytuacji, tak by móc zawiadomić pozostałych pracowników urzędu. W razie takiej konieczności, informacje byłyby przekazywane od jednego do drugiego pracownika, z ust do ust. To bardzo ciężkie zadanie. Któż może w rozpoznać bowiem w takiej ciemności konkretne domy, a co gorsza ich numery?! Przebywamy tu od godziny 20:00 do 7:00. Przedpołudnie nie jest całkiem wolne. O nie, od godziny 8 musimy być tu(w urzędzie),dziś spędzę tutaj 9 godzin warty urzędniczej. No tak, jest już niezły bałagan. Dziś,w niedzielę wieczorem, mam poraz pierwszy wolne od pieciu tygodni. Spakowałam już trochę prania i ubrań do kufra, który leżał w piwnicy u Pani Lisabeth Rieger-Stephan. Przedwczoraj dowiedzieliśmy się o kufrze, który uchował się w piwnicy Szarych Sióstr, przenieśliśmy go do piwnicy na celnej. Tam w domu macierzystym znajduje się obecnie wielu uchodźców, także wojskowych, wprawia to nas w lęk, tym bardziej że pokój w którym przechowuje się uchodźców nie ma nawet żadnych drzwi. Gdzie znajduje się granica użycia śródków zapobiegawczych w obecnych czasach?
Jutro są dwudzieste urodziny Stefii. Biedaczka, ciekawe gdzie mogła utkwić. Nie jest jeszcze bezpieczna, ponieważ nie dotarła nawet do celu. Jeżeli nie napotkali po drodze żadnych naltów lotniczych, powinni dotrzeć do celu. Mam nadzieję, że nie boli ją jej słabe serce. Wszyscy wyobrażaliśmy sobie inaczej jej urodziny. W tej chwili to właściwie jedyny prezent, jaki możemy ofiarować jej na urodziny. Również nie dostałem żadnych wieści od Gottfrieda. Ciekawe jak długo będziemy musieli czekać na wieści, kiedy dojedzie. Mimo to mam nadzieję, że dobry Bóg pozwoli im cało i zdrowo dotrzeć na miejsce.
O sytuacji wojennej, nie słyszałem dziś niczego nowego. Również o napadzie na Rogów nie słyszałam jak do tej pory niczego nowego. Żywię nadzieję, że ta historia okaże się zwyczajnie nieprawdziwa. Będę nieszczęśliwa, gdyby nasze wartościowości zepsuły się(?). Wczorajsze wiadomości Wehrmahtu donoszą, że Budapeszt przepadł już na korzyść Rosjan. Ciekawe co stanie się teraz z Węgrami!? Wojna się powoli kurczy i co z niej zostało? A Włochy, Finlandia, Bułgaria itd? Czy nastanie bolszewizm po pięcio i pół rocznej wojnie światowej. Wszystkie ofiary na darmo?!

18 luty Niedziela
Dziś miałam od rana do późnych godzin służbę. Po co właściwie? Dwóch żołnierzy było w urzędzie, z których tylko jeden czegoś potrzebował. Od tej pory muszą być trzy równoległe żłużby. Przy tym ustanowiono jedną przerwę,na krótką wizytę w domu,a przy tym konieczną; oraz po to by zaczerpnąć powietrza i zobaczyć inne otoczenie. Po południu wysłuchałam kazania wielkopostnego. W taki sposób mogła otrzymać swoiste błogosławieństwo.
Kiedy później poszłam do domu, stał w nim jeden żołnierz, który pytał o Hoffamana - Fritz Schneider z Opola! Jest tu w Nysie, żołnierzem z ruchu oporu, mieszka w kościele Krzyża, zakwaterowany przez dowódcę pracy. Był wyczerpany po tym jak mnie szukał, zdobywając się na pięćdziesięcio kilometrowy marsz, kulał i prosił bym opatrzyła mu nogę. Opatrzyłam i zrobiłam mu jeszcze dwie kromki chleba z masłem, które zabrał ze sobą. Lotta, jego żona i jego starsza siostra Ingrid są w Bad Ullersdorf w Mańkowicach w obozie, gdzie skoncentrowano wielu mieszkańców Opola. Dwunastoletnia Helga była w Kreuzbergu u Kathe Jentsch i była tam dopóki, dopóty nie ewakuowano wszystkich mieszkańców do Oberlausitz. Stamtąd też musiały uciekać. Friz partycypował w obronie Opola. Opolski Wermaht wziął nogi za pas i zostawił całą obronę dla oddziałów ludowych, do których należał min. Fritz. Pozostała nieodpowiednia liczba ludzi do obrony miasta, z jego ludzi pozostało jedynie siedemnastu reszta została albo złapana, albo zabita. Teraz jest (Fritz) u Dowódcy pracy, który wczoraj w Sonnenbergu niedaleko Kopic zabrał wołowinę, konia i źrebię, a następnie ruszył do Breitenfeldu, stamtąd musiał uciekać już do Nysy. Nie widzieliśmy się tak wiele lat i przyszło nam spotkać się akurat w tych najcięższych czasach. Tam Margot i Hans Langer w Szklarskiej Porębie(Schreiberhau, Makke w Mahr, jestem chyba już jedyną obecną z grupy starych "przesiedleńców".

19 luty
Do Nysy znów dobiegają odgłosy artylerii, na szczęście plotka z Rogowa okazała się dzięki Bogu, nieprawdziwa. Rosjanie byli wprawdzie w pobliżu Streigendorf, który to leży mianowicie w pobliżu, lecz do samej leśniczówki, znajdującej się przecież na odludziu nie wtargnęli. Mimo to trzeba będzie pojechać po wszystkie archiwalia i książki, również szafy z urzędu miar i wag, oraz dokumenty z muzeum Eichendorffa. Chciałabym właściwie jechać z kimś i móc nadzorować całą operację, lecz byłoby to podobno zbyt ryzykowane, żeby kobiety zbliżały się tak blisko frontu (wojennego). Również należy znaleźć miejsce na przechowanie dokumentów z Urzędu Rolnego, tylko gdzie? Mam przeczucie, że w mieście znajdzie się jakaś bezpieczniejsza przechowalnia dla nich, niż na jakiejś wiosce, albo odległej leśniczówce. Jak można usłyszeć do tej pory dominuje reguła, która mówi, że w miastach jest wyrządzonych znacznie mniej szkód niż we wsiach. Jawornik i Gozdnica mają bezpieczne pomieszczenia do dyspozycji dla archiw diecezjanych i tych miejskich. Jednak przed ulokowaniem ich w tych miejscach musi zadecydować o tym burmistrz. Powinien zdecydować się jak najszybciej, tak żebyśmy wiedzieli gdzie nie musimy robić porządków przez najbliższe 14 dni. Ja byłam przekonana do skrytki w teatrze, którą polecał mi pan Józef. Także Pan Jahn był za tym pomysłem, twierdził, że można by ją nawet zamurować Ale jak się rzekło, to ostatecznie Burmisrtz o tym zadecyduje. Bierze on również za to odpowiedzialność.
Mam nadzieję, że dziś nie będzie już więcej alarmów, tak jak miało to miejsce wczoraj od w pół do jedenastej do pierwszej w południe. Mamy już dość, dziś rano przesiedzieliśmy trzy czwarte godziny w piwnicy domu miejskiego.

20 luty
Dziś radioodbiornik miejski zapowiedział, że wczesnymi godzinami porannymi, około godziny 8:00, Sondernzug dojechał do Saltzkammergut, w którym jechali pierwsi uciekinierzy z Nysy. Pozostawili oni tutaj w Nysie, jeszcze wielu swoich krewnych i rodzin. Czy to działanie odniesie jakiś skutek? Można być pełnym obaw, że po przybyciu nie otrzymają karty zakwaterowania. To byłoby dla nich bardzo ciężkie.

21 luty
Na naszym odcinku frontu wojennego, jest wszystko jak do tej pory w miarę spokojnie, za co można dziękować Bogu. W południowej części Wrocławia Rosjanie nie poczynili żadnych postępów. Teraz główny nacisk ze strony wroga skierował się na Lubiań i Gubin. Wstrząsające, że w prowincji która jest tak bogata w dobra kultury i rozwinięte rolnictwo, wróg może poruszać się tak szybko. Nie można tego pojąć, wojna szaleje tu już od pięciu tygodni. Jutro minie równo pięć tygodni, od chwili kiedy pierwsi uciekinierzy z Częstochowy przybyli tutaj. Wiele niepokoju przyniółs ten czas i żyjemy właściwie między błaganiem, a nadzieją w Bogu.
Dziś rozmawiałem z Meize Mikus. O Tonim, który mieszka w wiosce Kroschütz koło Opola,nie wiadomo czy wpadł w ręce Rosjan, czy zginął, czy też zbiegł. Irene, była z urzędem z Bolesławcu, który jest już również stracony. Georg jest z rodziną w Dreźnie, nie miałem od niego żadnej wiadomości od kiedy Drezno zaczęto bombardować.
Musi być tam strasznie, tego właściwie słuchamy cały czas od ludzi którzy tam byli. Miasto zamieniło się w jedno wielkie rumowisko, jak mówią świadkowie. Pewien mężczyzna mówił o 35.000 zabitych, inny o 50.000 bezdomnych. Straszne cyfry, ale mam wrażenie, że nie biorą pod uwagę wielu uciekinierów, którzy przybyli do Drezna. Także w Nysie jest ich wielu. Na co zda się narzekanie i lament? Od Gottfrieda i Steffi nie ma również żadnych wiadomości, gdzież oni mogą być? Kiedy wreszcie będziemy mieli Pocztę?!

22 luty
Dziś wcześnie rano porządkowałam archiwa, oddzielałam je, zwłaszcza cenne rzeczy które powinny zostać zabrane z bezpieczne miejsce. Książki, gazety, pisma urzędowe i wiele innych leżą tu i zostaną wkrótce zabrane do muzeum. Poskładałam je na parterze w pomieszczeniu piwnicznym na podłodze. Któż by pomyślał, że nasze archiwum, z którego byliśmy niegdyś tacy dumni, wyjedzie stąd i że jego istnienie stanie pod znakiem zapytania.
Wojna przeistacza sie czasem w grę, jednak życie ludzkie jest znacznie bardziej ważne. Traci ono niestety dziś na wartości.
Mimo to daje się słyszeć dość często lament, że poczta w dalszym ciągu nie funkcjonuje. Mówi się, że w obszarze Leitzahl 9a są wstrzymane wszelkie przesyłki pocztowe. I to jest faktyczny stan rzeczy! Bogu dzięki jeszcze nie cały dolny Śląsk jest w rękach wroga,ciężko jest również odnaleźć rodzinę, która nie czekałaby na wiadomości od swoich krewnych, zwłaszcza że tak wielu ludzi znajduje się w podróży bez bliżej określonego celu. Jak dziś usłyszeliśmy jest bardzo dużo skarg na Berlin z powodu obecnego położenia. Miejmy nadzieję, że zdołają podołać tej sytuacji.

24 luty
Dziś mija rok od kiedy Gottfried został zraniony. Biedaczek, jednakże udało mu się załatwić wszystko w tym roku i co najważniejsze - przeżyć. Teraz jest gdzieś w kraju, jednak nie wiemy gdzie, nie wiemy również niczego innego o jego obecnym położeniu. Miejmy nadzieję, że wszystko z nim dobrze. Od Karla Reinscha nadszedł wreszcie znak życia. Jest już na Słowacji, gdzie idzie mu dobrze. Dziękował swoim ludziom z domu i z Nysy.
Wczoraj wspólnie z ukraińską robotnicą przeprowadziłam jednak wszystkie książki z Rogowa Opolskiego do Muzeum w Nysie. Zrobiłyśmy aż 8 przewozów, byłam niesamowicie zmęczona, jak wszyscy inni zresztą. Poukładałam wszystko na podłodze pod filarem. Jestem już tylko ciekawa, gdzie wartościowości którymi się zajmowałam wywędrują. Chciałoby się, żeby burmistrz zadał sobie tyle trudu, aby znaleźć wreszcie jakieś bezpieczne miejsce na nie.
Teraz także Turcja i Japonia są przeciw Niemcom. Właściwie to nami nie wstrząsnęło aż tak bardzo. Otóż, kraje te znajdują się tak daleko, a my tu, na własnej ziemi zmagamy się z wrogiem. Każdy chciałby móc znaleźć później jeszcze wolne mieszkanie, wielu ludzi ma nadzieję wrócić do miejsca, w którym żyli.
Dziś po raz pierwszy przyszła poczta. Doręczone zostały jednak wiadomości z rejonów nie ogarniętych jeszcze wojną, dlatego zewsząd dają się słyszeć głosy, ludzi którzy chcą dowiedzieć się czegoś od swoich krewnych z rejonów okupowanych. Nieświadomość oraz niewiedza o członkach rodziny, którzy musieli opuścić swoją ojczyznę, wprawia ludzi w jeszcze gorszy stan, a także wprowadza niepewność. Los wielu byłby lżejszy, gdyby dowiedzieli się o swoich żonach i dzieciach. Niepokój wzmaga się proporcjonalnie do liczby zrzuconych na Niemcy bomb. Jak podało wczoraj sprawozdanie wehrmachtu: Południowa Bawaria, Tyrol, Vorarlberg, Graz, wiele miast w Saksonii, Turyngia, Frankonia, Pforzheim. Miasta, których już nigdy więcej nie wymienią.

25 luty
Właśnie spotkałam Mieze Mikus, który podobnie jak ja wracał z kazania wielkopostnego.
Wczoraj otrzymał od znajomego list z Drezna, który był samochodem. Georg przeżył pierwsze w swoich życiu bombardowanie w środę popielcową w swoim mieszkaniu. Po opuszczeniu swojego mieszkania udał się do lokalnego magistratu, gdzie przeżył kolejne dwa bombardowania.
Wyszedł cało z tego piekła, z gruzów, jednak bardziej jako stary, połamany człowiek. Pisze również, że okropieństwo i strach jaki tam panuje jest nie do opisania. Według urzędowych szacunków zginęło 160.000 ludzi. Na dworcach stało osiem pociągów z uciekinierami; wszystkie uważa się za stracone. Wewnątrz miasta nie ma już niczego poza gruzowiskiem. Piękne Drezno! Georg Mikus pisze, że nie ma ani światła, ani gazu, nie ma nawet główki kapusty, a cały system aprowizacyjny właściwie nie działa. Chciałaby tylko wiedzieć, czy Kathe Kammer pozostała przy życiu. Napisałam już do niej, lecz nie wydaje mi się, żebym miała jakieś większe szansę otrzymać pocztę zwrotną. Od Irene Mikus przyszła również w końcu wiadomość. Była cały czas przy urzędzie, ośmiu mężczyzn i ona, jako jedyna kobieta; najpierw w Budziszynie, stamtąd z powrotem do Zgorzelca, później do Budziszyna, Jeleniej Góry, aż wreszcie trafiła do Wałbrzycha, gdzie pozostanie i będzie czekać na uderzenie.
Jakiż niespokojny byt! Jako że mężczyźni nie byli zadowoleni z warunków aprowizacyjnych, nie byli syci, gotowała przesoloną, gęstą zupę. Masła nie sposób było kupić, nawet na kartki które mieli. I w takich warunkach i takich zdarzeniach mówili w dalszym ciągu o zwycięstwie!
Wczoraj po południu obsługiwałam w urzędzie równocześnie dwóch mężczyzn. Jeden z nich był wysokim urzędnikiem, drugi kierownikiem kolei. Pochodzili z Gliwic i Kędzierzyna (Heydebreck). Oboje w wielkiej trosce o dzieci i żony, od których nie dostali już żadnej wiadomości od tygodni. Urzędnik stracił dwóch synów, oboje byli inżynierami na łodziach podwodnych, pokazywał mi jedyne malutkie zdjęcie jakie dostał od nich. Kolejarz również stracił dwóch synów, jeszcze jako maturzystów i również pokazuje mi zdjęcie, na którym piękni i silni chłopcy stoją po bokach mamy, która zdaje się pośredniczyć wyrazem swojej twarzy między nimi. Przez łzy w oczach mówi, że często płacze i doprowadza się do szału, ponieważ nie wie, gdzie są jego dzieci i żona. Takie są niestety koleje losu. Dwaj mężczyźni z podobnymi problemami, a także wielu takich ludzi tutaj na Górnym Śląsku, pobitych przez los. Na zachodzie to samo. Wszyscy przesiedleńcy, uciśnieni, jednak wołają, że zwyciężymy!

26 luty
Wehrmacht zawiadamia nas o zaciętych walkach ulicznych we Wrocławiu i Głogowie. Któż by pomyślał, że wróg będzie wstanie wtargnąć i do tych miast. Jak donoszą wiadomości, na niewiele zdają się bombardowania Sowietów, muszą cały czas walczyć piechotą, gdyż nasz ruch oporu jest zacięty, zaciekle bronimy swojej prowincji. Mówi się coraz częściej o utworzeniu oddziału szturmowego przeciw nim! Tymczasem coraz więcej miast i obszarów jest bombardowanych przez wroga. W dzisiejszych wiadomościach były wymienione: Monachium Aschaffenburg, Linz, miejsca nad Jeziorem Bodeńskim, a także zachodnie Niemcy. Okropne, to już zagłada!
Kiedy wreszcie otrzymam wiadomość od Gottfrieda i Steffi? Póki co jesteśmy niepewni, co do ich miejsca pobytu i to nas bardzo męczy. Miejmy nadzieję, że nie znaleźli się gdzieś w miejscu 'gradobić' bombowych. Dziś znów sortowałam przez cały dzień akta i dokumenty. Burmistrz był razem z radą miejską w Sudetach, po to żeby znaleźć jakieś miejsce, gdzie będzie można ulokować bezpiecznie wszystkie rzeczy z archiwum. Jestem ciekawa, czy wreszcie coś znalazł. Gdzie dziś można znaleźć jeszcze jakieś bezpieczne miejsce? Gdyby Pan Weisser wiedział, w jakim niebezpieczeństwie znajdą się jego pochodzenie, tożsamość.

27 luty
Przez cały dzień pakowałam archiwum w urzędzie budownictwa, jako że niedługo zostaną one wywiezione pociągiem. Przynajmniej będą miały szansę przetrwać. Miejsce przeznaczenie nie jest mi znane. Rano zaniosę również kartoteki burmistrza i bibliografie baronów do muzeum, oby skończyło się to powodzeniem. W tych kartotekach utkwiło tylko naszej niedokończonej pracy,a zwłaszcza z czasów wojny, które już pewnie nigdy nie zostaną ukończone. Wszyscy mamy nadzieję, że trud nie był daremny. Że gdy wróg odejdzie będziemy mogli spokojnie odbudować nasze archiwum.
Przez cały dzień wiał ciepły, wiosenny wietrzyk, a czasem występowały przelotne opady. Wieczorem usłyszałem śpiew pierwszego Kosa w tym roku. To sprawiło mi wiele przyjemności, po ciężkiej i długiej zimie mogę usłyszeć jego śpiew. Więc natura budzi się do życia. Zawsze w tym czasie sadziłam pomidory. Czy będę mogła jeszcze kiedyś uprawiać ogród? Oby! Oby Bóg zesłał nam ostatecznie pokój.

28 luty
Od Steffi dostaliśmy dziś wreszcie jakiś znak życia, z St. Pölen z dnia 19 lutego. We Wiedniu zgubili 'Lazaretzug', przebywała więc z rodziną jadącą do Haming. Z Wiednia do St. Pölen jechali przez cztery godziny, jako że często były bombardowania, a w rezultacie i tory kolejowe zostały zniszczone. Wyszła z tego bez szwanku, przebywała w jakiejś gospodzie z kobietą, która miała bardzo liczne potomstwo. Po raz pierwszy dostała ciepły posiłek i wykąpała się. W innych dniach podróż do Haming będzie kontynuowana. Steffi, pisze że z powodu bombardowań wyznaczono jakiś objazd, dlatego będą podróżować okolicą z ładnym krajobrazem. Kiedy w 1926 roku byłam tam w Haming z Fridą Habicht Steffi miała zaledwie 1,6 roku. Któż mógłby przypuszczać, że znajdzie się tam i będzie zwiedzać to miejsce w tak niebezpiecznych okolicznościach. - Kiedy wreszcie otrzymamy wiadomość od Gottfrieda!?
Dziś matka skończyła 83 lata. Gdyby musiała patrzyć na to wszystko co dzieje się z jej wnukami, pewnie szybciej wybrałaby się na tamten świat. Nie może pomóc ani jednemu, ani drugiemu. Nieszczęśnicy na obczyźnie...

1 marca 1945 roku
Dziś rano, nagle cała ludność miasta została wprawiona w stan wielkiego niepokoju. NSV po raz kolejny przygotowywała specjalny pociąg, którym w okolice lasów w Bawarii miały zostać przewiezione kobiety i dzieci pochodzące z naszego miasta. Ilość osób, które miałyby opuścić miasto została oszacowana nazbyt gorliwie przez urzędników, dlatego ludzie byli zdenerwowani i węszyli w tym wszystkim sporo ryzyka. Rozsiano plotkę, że wszystkie karty uprawniające do pobytu zostały wydane, oraz że do godziny 2.00 miasto musi zostać przez te osoby opuszczone. Naturalnym jest więc, że wzbudziło to tak wielki popłoch, a zwłaszcza w tak nerwowych czasach, jak obecne. W ratuszu poza tymi zdezorientowanymi ludźmi gościliśmy tych, którzy natychmiast po otrzymaniu informacji, że Rosjanie wzmacniają pozycję w okolicach Grodkowa i przygotowują się do ataku na Nysę, przybyli żeby się nią z nami wszystkimi podzielić.

2 marca 1945 roku
Nastroje uległy uspokojeniu. Pociąg, który wczoraj odjechał do Bawarii, nie był nawet pełen. Nic dziwnego, że tak mało ludzi decyduje się na opuszczenie miasta, skoro tak wiele torów kolejowych jest obecnie bombardowanych przez samoloty. Dlatego ludzie boją się wyjeżdżać, jest to dla nich za duże ryzyko. Poza tym, wielu wróciło ponieważ trapił ich wszechobecny głód. Mówi się nawet, że matki z dziećmi które opuściły miasto posiadają ogromną odwagę, dlatego że zdecydowały się na tak ryzykowny krok.

Dziś rano odwiedziłam Irenę Mikus, która przybyła tu w związku z codzienną urzędową podróżą. Jest ze swoim oddziałem z Wałbrzycha, składającym się z dowódcy i siedmiu mężczyzn, ona jest jedyną kobietą. Jest zrozpaczona, z powodu jeje przytulnego mieszkania we Wrocławiu, które podobno uległo zniszczeniu w czasie walk. Ma nadzieję, że nie zachoruje na tyfus(?).
Na zachodzie wróg czyni duże postępy. Obecnie dochodzi do Kolonii. Gdzie mogą znajdować się p. Bechems? Według moich informacji, już się stamtąd bezpiecznie ewakuowali. Nie można niestety uzyskać informacji od wszystkich znajomych. Okropne czasy! Kiedy wreszcie otrzymamy jakiś ślad od Gottfrieda?
Dziś dowiedziałam się, że nasze archiwum wczoraj zostało przetransportowane do Thomasdorf. W tejże miejscowości znajdują się same małe domu, nie ma nawet gospody, więc pewnie wszystko jest nadzorowane przez leśniczego, oby skutecznie!

3 marca 1945 roku
Dziś w końcu otrzymałam wiadomość od Gottfrieda, za którą jesteśmy wszyscy bardzo wdzięczni. Udało mu się przekazać ten list pewnemu żołnierzowi, który przybył właśnie do Nysy. To co napisał nie uspokoiło nas. Jego podróż wiodła najpierw do Jeleniej Góry, gdzie miał tyle szczęscia, że przebywał u znajomych. Jednak w tamtych okolicach były naloty, więc powziął plan wyruszenia do Drezna. Tam było już wszystko zniszczone, więc ruszył do Eger. Stamtąd wyruszył do Karlsbad, aż w rezultacie wylądował w okolicy Karlsbadu, w Joachimstal. Tam było bardzo pięknie, gdyż przebywał w tamtejszym sanatorium, przesyła nawet maleńską widokówkę z wizerunkiem tego obiektu. Zaopatrzenie jest kiepskie, ale da się wytrzymać. Jest w wielkiej trosce o nas, gdyż minęło już 4 i pół tygodnia od kiedy opuścił Nysę, od tamtego czasu było dużo nerwów i miasto zostało już w pewnej części opuszczone. Jesteśmy szczęśliwi, że w końcu udało się nam dostać jakąś informację od niego, a wkrótce prześlemy mu nasze sprawozdanie. Steffi napisała z Pochlarn, gdzie oczekiwała na pociąg do Welz. Stamtąd nie miała już tak daleko do Braunau, gdzie będzie mogła się czuć względnie bezpiecznie. Ma nadzieję, że ten list do nas dotrze, ponieważ to jest właściwie jedyny związek jaki pozostał jej z ojczyzną. W tak wzburzonych czasach, wszelkie odległości wydłużają się i komplikują kontakty z rodziną. Mamy nadzieję, że rozstanie nie potrawa jednak długo.
Rano wszyscy mężczyźni z miasta w wieku pomiędzy 14, a 65 lat musieli pracować łopatą (prawdopodobnie przy usypywaniu szańców w Freidewalde, od godziny czwartej nad ranem. Józef musiał być również tam. Na takim lodowatym wietrze każde przedsięwzięcie nie idzie zbyt pomyślnie, a przy tym marnuje się więcej czasu i marznie się okropnie. Mogłabym jednak wziąć w tym również udział. Oby ta praca w naszych wioskach nie poszła na marne, jak to było w przypadku górnego Śląska. Któż wie, gdzie zatrzyma się 'ściana' wschodnia którą tworzy wróg? Dziś mija już sześć tygodni od kiedy przybył do nas uciekinier z Opola i kiedy myślę, że Rosjanie są już w Brzegu, Wrocławiu, Legnicy i wielu innych miastach i że są w naszym pobliżu, a ich wtargnięcie to kwestia czasu, to wydaje mnie się to niepojęte. Od tygodnia wieje lodowaty wiatr, jest burza śnieżna i około dwóch stopni mrozu. Nie jest wcale ciepło w naszych ledwie ogrzanych pokojach. Nie pomogą nawet ciepłe ubrania tym którzy będą jutro pracować przy kopaniu, jeżeli nie będzie normalnej pogody.

4 marca 1945 roku
Kiedy rano podnosił się mrok, widziałam jak wszystko zostało spowite promieniami słonecznymi. W nocy znów nawiedził nas orkan i dzwoniły wszystkie okna. Biedni mężczyźni, będą musieli dziś odgarniać cały ten śnieg, by przygotować podłoże. Kto dziś jeszcze ma solidne buty? Niektórzy już przemarzli. W kościele spotkałam Friedę Krotki, która opowiadał mi, że wczoraj jej mąż został wezwany do akcji.. Mówiła: "Czy oni się jeszcze nie nauczyli, że praca niedzielna nie popłaca(nie otrzymuje Błogosławieństwa), że zaczyna w niedzielę? Ma rację, zasada ta sprawdziła się jesienią, jakoże cała praca nad ścianą wschodnią zakończyła się niepowodzeniem.
Może to i dziwactwo z mojej strony, ale dziś posadziłam pomidory w donicy. Jestem przez cały czas optymistką, co do tego że będziemy mogli uprawiać ogród. Przydałoby się, ponieważ ogród zapewniłby nam rośliny, które w takich warunkach są dobrym pożywieniem. Pomidory byłyby już nawet końcem maja. Mamy nadzieję, że przyszłość przyniesie pokój i że będziemy mogli w spokoju uprawić jeszcze nasze ogrody.

W godzinach południowych nad miastem krążył rosyjski samolot i zrzucił pierwszą bombę. Po potężnym wybuchu rozległ się alarm przeciwlotniczy. Potwierdziła się plotka, że z tego powodu pewne dziecko wpadło do studni. Jak podał pan Schneider wieczorem, jedno dziecko zostało okaleczone na śmierć, oraz jednemu panu musiał amputować nogę. Zabrano go do szpitala, gdzie odwiedziła go żona. Bomba spadała przed stadionem. Wszyscy mężczyźni z Nysy muszą, dlatego dziś szuflować. Józef wrócił z powrotem po 8 godzinach wieczorem, mokry i zabłocony, jako że pracowali na drodze polnej. Z Chróściny musiał dostać się przez Pniewia i Tannerfeld do Kopic biegiem, przez wysoki śnieg. Tam musiał zbudować schronienie ponieważ w jego pobliżu znajdował się wróg, a w pewnym momencie wybuchł nawet granat. Auto z kawą i zupą nie dotarło z tego powodu na plac budowy i mężczyźni musieli pracować do godziny czwartej bez picia i przerwy. Dopiero wieczorem na dworcu rozdawano ciepłą zupę. Józef był prawdziwie wykończony po 2,5 godzinnym marszu wcześnie rano i następnie takim samym do Winzenberg, a później od 9 rano do 16 pracował, taki wysiłek jest stanowczo ponad siły zwykłego człowieka przy takim mrozie. Wielu ludzi przemarzło. Zdarza się również wiele wypadków, pewien mężczyzna złamał rękę, drugi zwichnął nadgarstek idt. w koło...

5 marca 1945
Alarmy lotnicze są już na porządku dziennym. Poza tym, wczoraj pewien chłopiec znów poniósł śmierć. Dziś wcześnie rano około 7:30 nad Jędrzychowem (niem. Heidersdorf) krążył samolot. Niespodziewanie spadła również bomba, która zabiła żonę właściciela fabryki maszyn, niejakiego Langnickela. W dwa dni, aż trzy ofiary. Od 11 wszczęto na powrót alarm, tłumnie zgromadziliśmy się w naszych piwnicach. Na naszym froncie, zdaje się być w miarę spokojnie. Co innego na zachodnim. Otóż tam Anglicy i Amerykanie nacierają na Kolonię. Kto wie, czy ludzie stamtąd mogę się również ewakuować, tak jak ma to miejsce tu na wschodzie? Gdzie mogą podziewać się państwo Bechems? Dawno już niczego od nich nie słyszałam. Również od Siegfrieda i Lotte Jaeckel, nie miałam żadnych wieści od bardzo dawna. Czy mogą jeszcze żyć, skoro Berlin był wręcz ustawicznie bombardowany. Kiedy wreszcie zapanuje pokój nad całą ludzkością ?!

6 marca 1945 r.
Dziś mężczyźni z Nysy przez cały dzień szuflowali. Z tego powodu musieli wstać już o godzinie trzeciej nad ranem. Do tego są cztery stopnie mrozu. Szansa na widok ciepłego jedzenia pojawia się dopiero wieczorem. Józef jednak nie jest ze wszystkimi, od niedzieli jest wycieńczony, a wczoraj nic nawet nie zjadł. Przedpołudniem mieliśmy bardzo słoneczną pogodę, jednak w dalszym ciągu z mrozem. Ale po południ między 16:00 a 17:00 nagle zaćmiło się, tak że trzeba był już palić światło. Następnie z krótkimi przerwami do samego wieczora padał śnieg. Wszyscy się już przyzwyczaili do tego, że najsroższa zima trwa do marca, a później zaczynamy uprawiać ogrody, gdyż rośliny zaczynają się zielenić.
W godzinach południowych, znów nastąpił nalot wroga nad Nysą. Przez pół godziny do 11:00 przebywaliśmy w piwnicach. Usiedliśmy do posiłku, kiedy to usłyszeliśmy wybuch. W niedalekiej odległości musiała spaść bomba. Następnie rozległy się strzały i nasz myśliwiec przepędził wroga. Nie mogę jeszcze powiedzieć czegoś bliżej, na temat ewentualnych szkód powstałych po tym zajściu.

7 marca 1945 r.
Jasny poranek, cztery stopnie mrozu i nowa fala śniegu, taka sama jak podczas nawrotu zimy w styczniu.
wieczór 17:30;
Dziś były znów trzy alarmy przeciwlotnicze. Wróg wykorzystał sprzyjającą aurę pogodową. Naoczny świadek podał, że wczorajszy nalot wystąpił nad Sękowicami i wyrządził nieco szkód. Oby tylko lotnisko w Radzikowicach udało się utrzymać w posiadaniu.
W urzędzie, praca na wysokich obrotach. Trzeba było otworzyć wszystkie okna wyjściowe, taki zrobił się zaduch wewnątrz. Wyrzuciliśmy wszystkie dokumenty od ocieplenia, nie zakwaterowani otrzymali karty pobytu. Powietrze jest tak zużyte i tyle w nim kurzu, że ledwo się oddycha. Cały dzień przestałam na nogach i jestem już dość zmęczona teraz wieczorem.
Od Państwa Bechems otrzymałam dziś list, podziękę za list bożonarodzeniowy, napisany 20 stycznia ze stemplem z 21 stycznia. Bardzo martwią się o Górny Śląsk, sami również są zagrożeni nalotem wroga. Co mogą teraz robić, gdzie mogą być, skoro Kolonia jest już pochłonięta walkami?
Otrzymałam także list od Steffi z Saltzburga. Zamiast przez Wels jechała przez Alpy. List przekazała pewnej pani, która wybierała się do Kłodzka(Glatz). Dlatego mogła go ze sobą wziąć. Na szczęście jest już (Steffi-przyp. tłumacz) bezpieczna i nie powinno stać się jej nic złego. Doświadczyła już przeżyć różnego rodzaju podczas tej podróży. Na szczęście jest zdrowa.

8 marca 1945 r.
Dalej pięć stopni mrozu. Śnieg nie topnieje nawet w cieniu. Mężczyźni dalej szuflują. Dziś już po raz trzeci z rzędu rozpoczęli pracę o 3:00 rano. Można by wziąć to na swoją obronę?
wieczór; godzina 19:00
Dziś wcześnie rano dokumenty z urzędu rolnego zostały przeniesione do muzeum. Pan Bomba pojechał z dokumentami do znanego nam już miejsca -wsi Thomasdorf, a ja nadzoruje cały transport i czuwam nad jego bezpieczeństwem. Tam spotkałam Dr Königera z muzeum z Bytomia, który opowiadał mi, że większość podłóg, dawny pokój do organizacji prezentacji historycznych są zapełniona skrzyniami i książkami, które zostały tam tymczasowo zwiezione i powoli wywożone tutaj - w Sudety. Wczoraj był ciężarówką w Kopicach, gdzie uratował cenniejsze rzeczy ze zbiorów tamtejszego zamku. Był również zmartwiony skalą zniszczeń jakie doznały urządzenia kulturalne, mianowicie górnośląskie muzeum i biblioteka. Z Bytomia, Raciborza, Rybnika i wielu innych pozostały tylko odłamki. Wróg dokonał tam dużych zniszczeń. Można tylko zapytać: czy musiało do tego dojść? Wśród cenniejszych obrazów znaleziono dwa, które przedstawiają portret mężczyzny z Waldenmuller i wspaniały portret Judith von Marquardt. Z wieloma innymi obrazami, bez planu, podążamy przez śnieżycę. Wiele z nich nie przedstawią naturalnie większej wartości. Czy jeszcze doczekamy czasów, kiedy wszystkie uratowane resztki będą mogły być wystawione? Mówi się również, że jeżeli tyle cennych rzeczy, wytworzonych od czasów średniowiecza do teraz ulegnie nieodwracalnemu zniszczeniu, to będzie to znak, że musi rozpocząć się nowa epoka. Lecz któż to wie, co przyniesie nam przyszłość? Oby Bóg obdarzył nas siłą i pozwlił, żeby wszystko potoczyło się dobrze.

9 marca 1945 r.
Głośno i donośnie zagrzmiała dziś rano armata z bliskiego otoczenia, która mnie obudziła. Następnie po prawie pół godzinie przestała strzelać. Mimo to, czasem dało się ją jeszcze usłyszeć z bliskiego otoczenia. Fakt, że Wehrmaht podaje coraz mnie informacji z naszego frontu, upewnia nas tylko w tym, że wróg jest już na prawdę blisko. Czy jeszcze uda nam się, wypędzić ich stąd?

10 marca 1945 r.
Wczoraj w urzędzie pewien kolejarz opowiedział nam, że w Kopicach widział okopy, przy których prace ukończono w tym tygodniu. To z kolei pozwoliło rozpanoszyć się Rosjanom. Jednak dość szybko przybyła tam artyleria, która polowała na tychże nieproszonych gości.
Dziś jest na prawdę paskudna pogoda. Pada i wieje silny wiatr, który niesie ze sobą również lekki śnieg. Jednak na ulicach jest tak wilgotno, że momentalnie spływa. Dlatego dziś nie wzywano mężczyzn do szuflowania.
Józef jest teraz w biurze ruchu oporu. Predestynował go na to miejsce nauczyciel muzyki Blaschke. Ma tam przynajmniej ciepło i sucho nie musi się już o to martwić, co w taki wicher jest cenne.
Dziś wcześnie znalazłam w urzędzie Waltera Kreuzberga, który po nalotach na Opole stracił tam w tragiczny sposób swoją żonę. Przechadzała się do swojego domu po ciepłe ubrania dla dzieci, kiedy niespodziewanie bomba spadła na trzy najbliższe domy. Opór powietrza powstałego w czasie wybuchu był tak silny, że odrzuciło ją na pobliską ścianę i roztrzaskało czaszkę. Obecnie Walter jest w Nysie, gdzie został przesiedlony ze Skarbimierza, jest wraz ze swoimi 1,5 rocznym i 2,5 rocznym dziećmi. W Opolu był lekarzem specjalistą od chorób płucnych. Miał tam swoje mieszkanie i prywatną praktykę w osobnym budynku który wraz z całą częścią miasta zajęli Rosjanie. Jest bardzo przygnębiony tym wszystkim i woli w ogóle nie myśleć o tym, co przeżył. Jest straszliwie przykro. Mimo to znalazł tutaj, w Nysie 65 letnią opiekunkę dla swoich dzieci na której można polegać i która będzie się nimi dobrze opiekować. O wszystko inne musi się zatroszczyć sam!

11 marca 1945 r.
Front w pobliżu zwiększa swoją aktywność. W nocy około 00:30 rozpoczęło się przerażające ostrzeliwanie, tak że drżały wszystkie szyby w oknach. Do tego Orkan z deszczem i śniegiem, od samego rana zwiększał intensywność. Strzelanina trwała cały przez dzień, częściowo blisko, częściowo daleko. Rosjanie rzekomo otrzymali duże posiłki, także nasz Wehrmaht został wzmocniony. Wczoraj słyszeliśmy, że wróg podszedł tak blisko, że wypędzano go już z terenów przemysłowych. Za wszelką cenę nie można mu pozwolić podejść tak blisko. Dziś wieczorem o 20:00, po raz czwarty ogłoszono alarm przeciwlotniczy.
Przeżyłam bardzo osobliwy weekend tym razem. Wczoraj, niedziela, służba do wieczora, dziś przez cały dzień. A dziś od 20:00, do 7 rano nocna służba. Weszłam do domy jedynie na szybki posiłek. Mogę przyrównać to do obłędu. Wczoraj podczas tej służby opisałam trochę. Dziś natomiast ciężko było mnie się już za to zabrać.

12 marca 1945 r.
Dziś przyszła pierwsza kartka od Steffi z Ranshofen. Jesteśmy bardzo szczęśliwi, że udało jej się dotrzeć do celu. Otrzymała już pocztę od nas i Gottfrieda, dzięki czemu będzie mogła utrzymać kontakt ze swoim domem. Gottfried pisze do Steffi, że przypuszcza, że nie otrzymaliśmy od niego listu.
Od Anny Todt przyszedł również wreszcie list z Schreiberhau(Szklarska Poręba), gdzie wylądowała wraz z rodziną Bannes. Jej podróż wiedzie do Bernburga. Od Agnieszki nie otrzymywała już od czterech tygodni żadnych wiadomości, dlatego pyta nas, czy mamy jakiś znak życia od niej i wiemy, gdzie jest. Okropna taka niewiedza!
Również od Siegfrieda Jaeckela przyszedł dziś list z Berlina. Przebywanie tam jest również bardzo ryzykowne, ponieważ wróg przez cały czas ostrzeliwuje miasto. Lotte, jego żona, jest wyznania katolickiego, co dodaje mu dużo otuchy.
Ale to co mnie dziś zwłaszcza ucieszyło, to list od Kathe Kammer z Drezna. Pierwsza część napisana 12 lutego- jeszcze przed największym natarciem, a druga 28, już po straszliwych nalotach. Jakimś cudem, dzielnica w której mieszkała ocalała. Jej urząd jest zniszczony, o znajomych nie wie jeszcze nic konkretnego, wszystko jest tam zniszczone i dopiero co ludzi zaczynają się odnajdywać. Od swojej siostry i reszty rodziny z Budziszyna, nie otrzymała do tej pory zupełnie żadnego znaku życia. Pisze, że niegdyś piękne Drezno, jest stertą gruzów, a szacunkowe statystyki wykazują 100.000 zabitych, a może i więcej w rzeczywistości, jednak póki co ciężko to dokładnie oszacować. Czuje się bardzo osamotniona. Biedaczka, tak mi jej szkoda. Gdyby nie było u nas również tak niepewnie, to zaprosiłabym ją do nas w odwiedziny. Znalazłaby tu na pewno jakieś zatrudnienie. Jednak i my nie wiemy, co przed nami, co przyniosą kolejne dni. Napiszę do niej z samego rana.
Tuż po tym, jak zasiadłam do kolacji, o 19:30, dało się słyszeć początek przeraźliwego huku armat, tak że aż dom zadrżał i szyby zabrzęczały. Stałam przez chwilę w oknie i widziałam na nim błyski od wybuchów. Z mojego okna patrzyłam w kierunku Katedry i kościoła Wniebowzięcia. Pewnie wypróbowują nowe działa, bo po pół godzinnej przerwie wszystko zaczęło się z powrotem. Co bardziej bojaźliwi z natury mogą czuć się przestraszeni, bo nie widzą tego co ja, mianowicie że ostrzał pochodzi z naszej strony. Podczas wieczornej ciszy taki ostrzał brzmi na prawdę niesamowicie.
Byłam jeszcze u Todtów, pogratulować Józefowi jutrzejszych 55 urodzin. Miejmy nadzieję, że nowy rok przyniesie mu dużo szczęścia i wrzenie wojenne zniknie zupełnie. Chciałabym, żeby Bóg go tym obdarował.

13 marca 1945 r.
Obfity wystrzał armatni już się uciszył. Jak się okazało było to działo umieszczone na torach kolejowych, w odległości około 20 kilometrów od Nysy. Zostało umieszczone tam przeciw zbliżającemu się frontowi. Podobno planuje się bowiem naloty na nasze strony.


14 marca 1945 r.
Dziś wcześnie rano, szukała mnie w urzędzie Frieda Linder-Habicht ze swoim mężem. Uciekła z Bendsburga i przebywa obecnie w Głuchołazach u swojego ojca. Ma nadzieję, że następne urodziny Führera spędzi w swoim domu(Hitler urodził się 20 kwietnia - przyp. tłumacz). Herbert jest obecnie w Gau na wyjątkowym zamówieniu, żeby ochraniać jego odbiór. Frieda mówi, że wszyscy którzy zdradzili Wehrmaht powracają, w co ja osobiście nie wierzę. Frieda jest przejęta rozwiązaniem sytuacji.
Od Kathe Kammer przyszła dziś wreszcie kartka, odpowiedź na moje pismo z 21 lutego. Podczas następnych nalotów ich obszar zacieśniano, jest tam na prawdę niesamowicie źle. Biedacy! Dziś rano skończyłam pisać do niej długi list i zamierzam go wysłać. Od proboszcza z Teplitz-Schonau, Mullera przyszedł również list, napisany 9 marca. Kartka wysłana 13 lutego, leżąca obok niego, z napisem "Z powrotem: brak miejsca docelowego", wróciła do mnie. To klarowny dowód na to, że obszar 9 a szwankuje (obszar pocztowy dla Górnego Śląska miał oznaczony był cyfrą 9, dla Dolnego 8). Proboszcz jest bardzo zadowolony i pełen dziękczynienia, że udało mnie się dwa razy uratować nasze archiwum i zabrać je w bezpieczne miejsce. "Dziękuję wam z silnym uściskiem dłoni za energię włożoną w prace mające na celu ratunek archiwum. Pochwała należy się całej społeczności, która dołożyła starań, aby ubezpieczyć archiwum i sprawić, by historia przetrwała", pisze w wielkiej radości.


15 marca 1945
Ten dzień pozostanie niezapomnianym do końca życia! Rodzina Todtów zostali zbombardowani! Podczas gdy dziś przed południem już cztery razy musieliśmy wszyscy siedzieć w piwnicach, nad miastem trwały naloty i zrzucano bomby różnego rodzaju. Wcześniej, zanim jeszcze wyszłam na służbę, siedzieliśmy w trójkę(Greta, jej siostra i mąż siostry Józef Todt) w przy stole z mieszanymi uczuciami. Na odchodne, rzekłam do nich: "Obyśmy tylko cali mogli znów zobaczyć się dzisiejszego wieczoru".

Praktycznie większość służby spędziliśmy dziś w piwnicy, ponieważ wszędzie spadały bomby. Wszyscy opowiadali, że na Edgar Müller Strasse 4(miejsce, gdzie mieszkała rodzina Todt) również spadła bomba. Dwie bomby wycelowane w Promenadewege (czyli parkan, gdzie obecnie znajduje się plac targowy-przyp. tłumacz) dziś wcześnie rano, trafiły w budynek, tworząc w nim dwie dziury. Po tym, gdy się tego dowiedziałam, znowu musieliśmy wejść do piwnicy. Następnie podszedł do mnie pewien chłopiec i zaoferował się, że pójdzie ze mną na Edgar Müller Strasse, żeby uratować pozostałe rzeczy. Tak bardzo się bałam, że jedynie biegłam jak najszybciej przed siebie. Kiedy już podeszłam bliżej domu, zauważyłam stertę gruzów przy parterze oraz stertę cegieł na chodniku. Dom wprawdzie stał, ale widać było wyraźne ślady po wybuchu. Na klatce schodowej, wszystko było okropnie zakurzone, tak że tego już nigdy nie zapomnę. Gdy weszłam do mieszkania, zobaczyłam wreszcie to, co się stało. Uderzenie bomby sprawiło, że powstała głęboka dziura, od samego dachu aż do piwnicy. Kuchnia i łazienka, w całości zawalone. Ale dzięki Bogu, nikomu nic złego się nie stało! Gertruda pobiegła wraz z psem jak najszybciej do piwnicy, ale nie mogła z niej wyjść, ponieważ wyjście przysypały gruzy. Józef momentalnie wyleciał z przedpokoju na klatkę schodową, żeby jak najszybciej dostać się do piwnicy, skąd było widać już skalę zniszczeń. Jeden krok za późno, a wpadłby w głęboką dziurę i znalazłby się na dnie piwnicy pomiędzy z gruzami. Gertruda i pewien uciekinier z Francji, nie szukali na szczęście schronienia w pralni, ponieważ mogliby zostać wówczas łatwo trafieni.
Następnie uratowaliśmy wszystko to, co pozostało w sypialniach Józefa i Gertrudy, a także z sypialni Steffi, jako że były to w zasadzie jedyne dostępne pomieszczenia. Całe pranie, ubrania, rowery, materace itd. Jedną część do Reinscha, drugą do mojego mieszkania. Pani Hennig dała mi klucz do laboratorium, gdzie poskładaliśmy wszystkie rzeczy. Józef i Gertruda będą spali u pani Hellmich w domu Reinsch, na parterze. Najedli się oni dziś dużo strachu, dlatego nie chcieli spać ze mną na trzecim piętrze. W końcu znowu dom na rogu, w dodatku tak blisko dachu! Jutro znów się rozproszymy pomiędzy mieszkanie i gościnne mieszkanie. Następnie zabiorą niezbędne rzeczy i wyruszą oboje do Romerstadt na Morawach. Józef nie zostanie tu dłużej, ponieważ stracił piękne mieszkanie. Chyba nie da się ich już bardziej zdenerwować. Można powiedzieć, że nowy rok rozpoczął się dla Józefa bardzo smutnie. Co powiedzą dzieci, kiedy się o tym wszystkim dowiedzą? Dobrze że Steffi, która ma chore serca nie ma tutaj. Te okropieństwa mogłyby jej wyrządzić krzywdę.
Dziś rano o 4:00 ciężka artyleria a ruszyła z ofensywą. Grzmoty słychać było przez cały dzień. Samoloty szumią na ciemnym, nocnym niebie tak, że aż w powietrzu drży. Jeszcze nie zdążyłam się nawet przebrać do spania, ponieważ co chwilę słychać nowe alarmy, to wszystko utrudnia jakiekolwiek przygotowania. Wieczorem uruchomiono światło, które z samego ranka uległo poważnej awarii. Mimo to wciąż brakuje bieżącej wody.
Wydaje mnie się to wciąż nie pojęte, że już przy okazji pierwszego nalotu bombowego na Nysę, zniszczeniu uległo przepiękne mieszkanie Todtów. Jakże samotnie będzie mi teraz bez tej dwójki, która zawsze mnie wspierała. Nie mam właściwie już nikogo z kim mogłabym zwyczajnie porozmawiać. No może poza Diethe Nave. Jednakże ona przez cały czas przebywa na służbie i opiekuje się swoją rodziną w każdej wolnej chwili. Muszę zaufać Bogu. Mam nadzieję, że ta rozłąka nie potrwa długo.
cdn.
_________________
Zapraszam do: Muzeum w Nysie // Neisser Kultur- und Heimatbund e.V.
 
     
ralf 
Administrator


Dołączył: 07 Lis 2017
Posty: 3085
Skąd: Kraków

Wysłany: 2017-11-26, 10:57   

Pamiętnik Grety Hoffmann - ciąg dalszy

16/17 marca 1945 r.
1:00 w nocy.
Splot wydarzeń sprawił, że nie miałem nawet czasu dziś myśleć o samotności. Jeden alarm za drugim. Ogromna ilość spadających bomb. Szczególnie w naszym rejonie. Jedna z części naszego dachu zapadła się, wszystkie szyby w moim domu są potłuczone. Byliśmy około 20 razy w piwnicy i nawet nie mieliśmy czasu na to, żeby się wzajemnie odnaleźć. Wszystkie rzeczy osobiste leżą w dalszym ciągu w moim salonie. Nie mogę nawet poskładać rzeczy należących do Todtów, ponieważ przez cały czas muszę zbiegać do piwnicy. Około południa, na Realgymnasium(obecnie S.P. nr 5-przyp. tłumacz) spadła bomba i do tej pory biją z tamtej strony jasne płomienie. Wieczorem płonęła również drogeria Goldmana znajdująca się na rynku.

Wyruszam stąd. Rosjanie są już w pobliżu, także chyba nikt nie ma wątpliwości co do tego, że jutro rozpocznie się główny atak. W powietrzu można odnaleźć już teraz wiele płonących cząstek. Jadę pociągiem do Głuchołaz, a następnie dalej.
Dobry Boże, kochana Nysa, mniej litość dla naszego pięknego miasta.

18 marca 1945 r. - Römerstadt
Wczoraj wraz z moim ciężkim plecakiem i walizką dowlokłam się na dworzec w Nysie. To była bez wątpienia niespokojna noc. W moich oknach nie ma już szyb, podczas gdy w powietrzu aż drży od hałasu silników samolotów. Bombardowania i ataki artylerii, palące się domy, drogeria Goldmana i Realschule (obecnie S.P nr 5) wciąż w płomieniach, światło z tych płomieni odbija się na niebie, podczas gdy ja wyruszam stąd. Około godziny 9:30 przyszłam do domu miejskiego, zaraz potem poszłam do domu na ulicę Bema (Moltkestrasse), żeby zaopiekować się Waldim. Muszę go transportować, ponieważ z powodu felernego okaleczenia, amputowano mu stopy. Przypadkiem jednak spotkałam ich na ulicy kolejowej, tzn. jego i jego psa. Kiedy wreszcie dotarłam do domu starałam się wszystko ogarnąć, spakować dobytek życia do plecaka i wreszcie coś zjeść. O 1:00 pierwszy posiłek od 10:30 rano, który przygotowałam z pozostałości z mięsa ze świni. Posiłek zjadłam jeszcze z Gertrudą i Józefem. Później opuścili mnie. Boli mnie serce, na myśl o tym, że będę musiała zostać sama. Kiedy znów się zobaczymy?
O godzinie 3:00 rano przygotowywałam się do wyjścia. Na zewnątrz wciąż było słychać hałas i kiedy jeszcze byłam w domu, stanęłam w oknie i spostrzegłam że zmiażdżony dom Todtów stoi dalej w płomieniach. Zakłuło mnie serce na myśl o tym, ile wartościowych rzeczy nie udało nam się stamtąd uratować, a które płonęły na moich oczach. Droga na dworzec była niespokojna. Trwał cały przez cały czas ostrzał artylerii, a w koło ciągle dało się słyszeć charakterystyczny świst. Jeden z pocisków trafił w budynek sądy, tak że stoi teraz w płomieniach (przed wojną budynek sądu znajdował się w pałacu biskupim-przyp. tłumacz). Z bólem pomyślałam o archiwum, które znajduje się przecież w bezpośrednim sąsiedztwie, a także o muzeum(muzeum mieściło się w obecnym domu komendanta, w czasie wojny przeniesiono tam również część archiwum-przyp. tłumacz). Przez całą drogę obok przechodząc obok stadionu, musiałam wielokrotnie padać na ziemię, ponieważ przez cały czas w pobliżu przelatywały pociski. Moja walizka była tak ciężka, że dosłownie co 10 kroków musiałam robić przystanek na odpoczynek, dlatego posuwałam się bardzo powoli. Zmęczona i wyczerpana dotarłam do dworca, gdzie spotkałam pewnego kolejarza i cztery kobiety, z którymi podczas nalotów przebywałam w piwnicy. Oni również wyjeżdżają. O godzinie 4:00 rano dotarł do nas kierownik pociągu i obwieścił, że główny tor został trafiony przez pocisk i że, jeżeli chcemy wyruszyć stąd, musimy dotrzeć piechotą do Przełęku, a stamtąd będzie można jechać dalej.

Tak więc byłam totalnie bezradna, wraz z moją ciężką walizką i niepewną drogą. Spotykałam wielu ludzi z wózkami, których prosiłam o pomoc, jednak moje prośby spotykały się z natychmiastową odmową. W końcu, dwie panie zgodziły się zabrać moją walizkę. Niestety wózek był tak bezładnie zapakowany, że walizka spadała przez cały czas. Kiedy dotarliśmy na ulicę wolności, gdzie kobiety miały mieszkanie, ostatecznie przepakowaliśmy się. Nadchodziła 7:00 rano. Bagaż w dalszym ciągu był źle ułożony, dlatego bardzo męczyliśmy się z pchaniem wózka. Zanim dotarliśmy do bramy celnej, widziałam że na żadnej ulicy nie było wszystkich szyb w oknach. Wszędzie pełno zniszczeń.

Następnie spędziliśmy około dwóch godzin w urzędzie pracy, gdzie szczęśliwie udało nam się wsiąść do ciężarówki jadącej do Głuchołaz. Dojazd do Głuchołaz zajął nam zaledwie 45 minut i już staliśmy na dworcu w Głuchołazach w oczekiwaniu na pociąg do Krnova. Było tam(w Głuchołazach) ogromnie dużo uchodźców. Miałam szczęście, załapałam się na pociąg i o godzinie 4:00 byłam w Romerstadt. Niestety nie było tam Todtów. Miałam szczęście, znalazłam dobre miejsce na schronienie. Nasze położenie się pogarsza. Głubczyce zostały zbombardowane. Niemiecka propaganda mówi: ciężkie walki na północ od Nysy i Głubczyc. Nie można tego zatrzymać. Nie stawia się tam żadnego oporu, dlatego wróg możne bez przeszkód posuwać się coraz dalej.

19 marca 1945 r.
Dziś w Dzień św. Józefa, wcześnie rano przyjęłam Świętą Komunię i pomodliłam się w intencji Todtów. Później poszłam do kaplicy szpitalnej na mszę z okazji święta. Tak bardzo chciałbym, żeby nam znów pomógł (św. Józef-przyp. tłumacz). W dalszym ciągu żadnych wieści od dwójki uchodźców (Józefa i Gertrudy Todt - przyp. tłumacz), podobnie od Gottfrieda i Steffi.
Nieco później byłam w ratuszu, by jak najszybciej się zameldować, później w NSV i urzędzie rolnym. Spotkałam pewną kobietę z Nysy, która zawiadomiła mnie, że Rosjanie byli już w sobotę, przed południem we Friedrichstadcie (obecnie dzielnica Nysy Radoszyn), dlatego tego samego dnia wieczorem wszyscy musieli uciekać z miasta. W wielu miejscach miasta były pożary, także na ulicy Celnej. Jak bardzo musiało zostać dotknięte nasze piękne miasto! Nietrudno przewidzieć, że nasza wspólnota jest teraz zgubiona. Później nie stanie się nic pozytywnego, ponieważ ludzie są już bardzo zdenerwowani i przypuszczają, że zostaną przesiedleni w nieznane im jeszcze miejsce. Mówi się, że Głuchołazy są już zniszczone, także Hennesdorf, a Rosjanie zbliżają się do Friewaldau.
3 w nocy;
Można dziękować za jedno: za stracony dom, piękne mieszkanie Todtów! Oddzielne życie rodzinne.... Biedny, postrzelony Gottfried, nie będzie już mógł odszukać swoich rzeczy, kiedy zwolnią go wreszcie ze służby. Co pozostało po tych rzeczach, które z taką energią chowaliśmy do wszystkich piwnic? To wszystko zostanie rozkradzione. Czy to przewidzieliśmy?

Środa 21 marca 1945 r.
W dalszym ciągu żadnych wieści od Todtów. Jedynie od Steffi przyszedł wczoraj list. Idzie jej całkiem znośnie i podoba jej się w Ranshofen. List datowany był na 6 marca, więc do dnia dzisiejszego to już 14 dni. Niepojęte jest dla mnie to, że od Gottfrieda już tak dawno nie ma wieści. Jedynie to, co przekażą wiadomości Wehrmahtu. Wczoraj natychmiast napisałam do Steffi i wysłałam list na adres w Hurrless. Powinna tam czekać na rodziców. Mam nadzieję, że dojedzie tam. Mam wyrzuty sumienia, że oni wyjechali ode mnie i nie mogą teraz przebywać z nami w miejscu do którego zbiegliśmy. Kiedy straciłam ich z oczu i zniknęli za rogiem w piątek, wiedziałam, że dom jest bezpowrotnie stracony.
Dziś wcześnie, kiedy przyszłam do kościoła, spotkałam Panią Poldner, którą znałam z Nysy, której mąż trzy lata temu przeprowadził się z Römerstadt do Nysy. Opowiadała mi, że przedwczoraj wieczorem piekarz Hanke z Friedrichstadu i cukiernik Max Irmer z Nysy przybyli do Römerstadt. Ze szkoły strażackiej(siedziba na Konigstrasse, w dawnym kasynie, obecnie ulica Obrońców Tobruku - przyp. tłumacz) przybyło 15 wozów strażackich przepełnionych uciekinierami, którzy jechali dalej na Morawy, a następnie do Schönberg. Według ich relacji w poniedziałek nie było jeszcze żadnych Rosjan w Nysie. Gdyby tak było nie przyjechaliby tu tak licznie. Trzeba żyć niestety tutaj odciętym od wszelkich informacji. Dzis wyszła gazeta z Römerstadt z informacjami z 19 marca. Co się zdarzyło w międzyczasie? Radio Schwentersa( Grete mieszkała u niego tymczasowo) nie działa.
Wiczorem przybyli znajomi Schwentersa z Baborowa (Bauerwitz), 6 osób, z których dwie poszły do krewnych na drugi róg ulicy. Więc dom jest teraz pełny. Na Baborów (Bauerwitz) spadło również wiele bomb, sporo strzałów pochodziło również z działek pancernych. Podróżowali dwa dni zanim dotarli do Głubczyc, gdzie musieli bardzo długo czekać na pociąg. Wraz z ich przybyciem wojsko zaczęło się tłoczyć po wszystkich piwnicach dookoła. Dlaczego nie można się bronić, ani odpierać wroga? Teraz widać to bardzo wyraźnie!

22 marca 1945 r.
Wczoraj wznieśliśmy przekaźnik radiowy, przez który będziemy mogli słuchać wiadomości z Wehrmachtu. W Nysie, w okolicach Głubczyc i koło Głuchołaz Rosjanie odnoszą coraz więcej zwycięstw. Chociaż wieczorem podano, że pomiędzy Nysa a Grodkowem trwają nadal zacięte walki i wróg musiał się nieco wycofać. Jednak ta informacja może się okazać tylko plotką, więc nie można jej wierzyć bez zastrzeżeń. Dziś wczesnym ranem słychać było nieprzerwane wystrzały z armat z okolic Raciborza. Czy to Rosjanie, czy nasi żołnierze? Römerstad jest w ciągłym strachu, zwłaszcza że nie wiemy czy nie będziemy musieli stąd uciekać. To miejsce ma 6.000 mieszkańców i 4.000 uchodźców, którzy przybyli tu do tego czasu. Najgorsze wiadomości wzbudzają w tutejszych ludziach dużo zdenerwowania. Rodzina Weiht z Baborowa, to spokojni ludzie, ale jest jeszcze głośno co działa im na nerwy. Dziesięć osób przy stole, to z pewnością znacznie obciąża Annę. Podziwiam jej siłę i chęć pomocy. Pomagamy tak dobrze, jak tylko możemy, jednak główna praca należy do niej.
Dziś wcześnie spotkałam w kościele panią Schweter i panią Poppke z Nysy. Nie wiedzą co będzie dalej, ale nie chcą już uciekać. Nie wiedzą niestety co stało się z naszym pięknym miejscem, a w dodatku narzekają na powolność działania wiadomości radiowych. Kiedy wreszcie wrócimy do kraju i znajdziemy bliskich?
Przed tygodniem siedzieliśmy jeszcze przy stole obiadowym, a niedługo po tym napytała nam biedy bomba, która spadła na nasze mieszkanie. Zniszczyła je doszczędnie i sprawiła, a dla nas było to dużym zaskoczeniem. Nie powinnam już o tym myśleć. Gdzie są Todtowie? Co stało się z Waldim? Kochane i wierne zwierze!

23 marca 1945 r.
W dalszym ciągu żadnych wieści od Todtów. Czasem jestem tym tak zaniepokojona, że chce mi się już tylko płakać. Chodzę każdego ranka na mszę i szukam pociechy w modlitwie. Kiedy dostaje się jakieś określone zajęcie, nie ma na szczęście czasu na rozmyślanie. Krzyk w domu gra wyraźnie na nerwach. Dziś wcześnie poszłam obierać kartofle dla masowego zaopatrzenia. Potrzeba ich dużo, szczególnie dla nowego 1.000 uchodźców.
Nadajnik nie podaje żadnych nowych wieści z rejonu Nysy, a chciałoby się wiedzieć co się tam dzieje. Gdzie mogły się podziać rodziny: Reinsch, Schneider. Mikus i wszyscy znajomi? Dziś mija równy tydzień od kiedy Todtowie opuścili miasto, a zaraz niedługo po nich ja. I gdzież mogą oni być?
Do Römerstad przyjechał wóz z uchodźcami z wiosek graniczących bezpośrednio z frontem. Dziś znów z okolic Osobłogi i jej rejonu. Gdzie Ci wszyscy ludzie znajdą zakwaterowanie? W Romerstadt będą tylko chwilkę, do czasu aż znajdą nowe miejsce. Przez cały dzień alarmy przeciwlotnicze, Krnov, Bruntal, Kriegsdorf na te miejscowości spadły już bomby. Mamy piękną, słoneczną i wiosenną pogodę, ale nie ma się z czego cieszyć. Myśli się tylko o utraconej ojczyźnie.

24 marca 1945 r.
Kiedy dziś wcześnie rano poszłam do kościoła spotkałam panią Poldner, która opowiedział mi że jej mąż spotkał pewnego pana z Nysy, który był w Nysie jeszcze w niedzielę. Według jego relacji kościół św. św. Piotra i Pawła (Kreuzkirche) płonął. Na samą myśl o tym ogarnia mnie przerażenie. Poza tym widział ogień na przeciw teatru. Także w Obermährengasse jest dużo pożarów i są również ofiary w ludziach. Mimo to szkody nie są aż tak duże. Co mogło się jednak zdarzyć w przeciągu tygodnia? Kiedy dowiemy się czegoś pozytywnego?
Już także Krnov i pobliskie wioski doznały zniszczeń. Nie ma już żadnych cywilów w mieście. Więc dziś przyszła do nas, na kwaterę jeszcze jedna osoba od Grety(z Krnova). Jest nas teraz sześciu gości w tym domu. Hałas zamienia się czasami w orkan. Jak można to wytrzymać, 11 osób w ciasnym pokoju? Kiedy będzie można wrócić do domu? Pani Weicht z Baborowa i ja płaczemy często z tego powodu, że nie będzie do czego wracać.

25 marca 1945 r., Niedziela Palmowa.
Taka piękna pogoda, lecz nie można się nawet z niej cieszyć. Dziś święciła palmę zrobioną z bazi. Po południu była z Anną na drodze krzyżowej. Później poszłyśmy na spacer, a po tym poszłam także do spowiedzi.
Przed kościołem spotkałam panią Schweter z jej córką. Wyjeżdża jutro stąd na Morawy. Schönberg a stamtąd dalej do Protektoratu. Gdzie później wyląduje, nie wie nikt. Pani Poppke pozostaje tutaj tymczasowo. Jest również smutna i zaniepokojona, ponieważ nie wie dokładnie gdzie i kiedy nastąpi jej podróż. Opowiadała mi, że szofer z Croce jeszcze poprzedniego tygodnia był w Nysie. Widział, że kościół św. Jakuba stoi w płomieniach i wieża ratuszowa jest przewrócona w stronę ulicy Krzywoustego. Nasuwają się okropne myśli, nasze miasto jest aż tak zniszczone! Oby to nie była prawda! Jestem przygnębiona!
W wiadomościach z Wehramchtu nasz front nie jest już nawet wspominany. Dlaczego trzymają nas w takiej niewiedzy? Tylu uchodźców jest w drodze, jeden wóz za drugim, a tu żadnych wieści, o tym co dzieje się w domu!

26 marca 1945 r.
W końcu jakieś wiadomości od moich bliskich! Gertruda i Józef 16 marca usłyszeli o nalotach lotniczych na Krnov i dlatego pojechali jeszcze dalej, przez Hannsdorf do Joachimstal, gdzie przebywał Gottfried. Jeszcze przed celem ich podróży napisali do rodziny Schweters

27 marca 1945 r.
Wczoraj byli u nas mieszkańcy Kronva, którzy opowiadali, że ich miasto było bombardowane bombami fosforowymi, które spowodowały wiele pożarów. I to niestety może być prawda. Niezliczone rzesze ludzi będą szukać teraz schronienia, podczas gdy nie widać końca tego wszystkiego. Lepiej nawet nie myśleć kiedy ten węzeł się skończy. Z drugiej strony cały czas grozi klęska głodu. Oby Bóg znalazł dla nas jakieś wyjście.
Cały czas przybywają tu uchodźcy. Jest to na prawdę smutny widok. Tegoroczny Wielki Tydzień jest dla nas prawdziwym tygodniem męki. Jednak pamiętamy, że Wielkanoc to dzień Zmartwychwstania Pańskiego i mamy cichą nadzieję na to, że również dla nas - Niemców, przyjdzie takie zmartwychwstanie.

28 marca 1945 r.
Wiadomości z Wehrmachtu podały, że w okolicach Głubczyc toczą się ciężkie walki, a także w min. Grodkowie napotkano na znacznie trudności. Co dzieję się więc w Nysie? Pani Popke opowiadała mi, że jej znajoma z Nysy, przekazała że jej mąż był w ubiegły czwartek w Nysie, skąd wyjechał nocną ciężarówką z przetworami. Jednak to, czy byli tam Rosjanie, jest dalej nie do końca jasne. To że nie mogę dowiedzieć się czegoś konkretnego o moim kraju i domu sprawia, że jestem bardzo przygnębiona. Co bym dała, by móc tam wrócić!

Tu w Romerstadt bierze się na serio wszystkie plotki i przepowiednie. Wiele już takich przybyło, na przykład: jeżeli kobiety nie będą mogły odróżnić swoich ubrań, od ubrań ich mężów, wróży to ciężkie czasy wojny. Zaś jeżeli Górnoślązak zostanie stratowany przez końskie kopyto, wróży to bliski koniec wojny. Gdy zbliża się wiosna, a drzewa są zbyt długo łyse, bez liści, zapowiada to krwawą rzeź. Na froncie wszystko przesuwa się w kierunku Krnova i Opawy. Niedługo i te ziemie zostaną podzielone, a stojąc na pewnych zgliszczach będzie można powiedzieć, "Tak, tu niegdyś stała piękna Praga". Miejmy nadzieję, że walki nie dotrą aż do tamtego zakątka i że obędzie się bez ostrzałów.

Na zachodzie żwawym krokiem podążają również Anglicy i Amerykanie. Toczą się walki o Limburg, Frankfurt n.Menem, w Westerwald, Odenwald i o wiele innych miejsc. Przestrzeń na której od wieków żyli Niemcy kurczy się. Kiedy się to skończy?

29 marca 1945 r., Wielki Czwartek.
Dziś mijają dwa tygodnie od czasu, kiedy na mieszkanie Todtów spadła niezapomniana bomba, wyrządzając tyle szkód, a przy okazji zapowiadając pęknięcie całej nyskiej okolicy. Dziękuję jednak za wspaniały czas spędzony w Nysie, obawiam się jednak, że nie będzie mi dane zobaczyć mojego mieszkania w nienaruszonym stanie. Mam wyrzuty sumienia, że nie schowałam więcej dobytku w piwnicy u Lisabeth Stephan na ulicy Celnej. Tak mało można było przecież wziąć do rąk tu, ze sobą.

30 marca 1945, Wielki Piątek.
Wczoraj wieczorem przyszedł Pan, który zakwaterował tu Emmi Schindler, która była urzędniczką miejską w Krnovie. Opowiadał, że od ostrzałów i bombardowań, miasto pełne tonie w ogniu i zniszczeniach. W swoim mieszkaniu spotkał trzech podoficerów, którzy ukradli mu jedzenie i zapasy. Po krótkiej rozmowie wyszło na jaw, że to SS. Więc to tak handluje nasz Wehramaht. W Nysie sytuacja wygląda analogicznie. Żołnierze dali następującą odpowiedź Pani Emmi Schindler: "Dlaczego tego nie wykorzystaliście, wtedy nikt by wam tego nie ukradł".

Minęły już dwa tygodnie od czasu bombardowania Nysy. W dalszym ciągu doskwiera mi samotność, z którą nie mogę sobie poradzić. Gdyby mieszkanie Todtów nie było tak szybko zbombardowane, zostalibyśmy tam z Józefem i Gertrudą trochę dłużej w mieście. Sama źle przechodzę próbę nerwów. Pani Poppke spotkała wczoraj małżeństwo Willi Hellwig z Nysy, którzy przebywają w sąsiedniej wsi. Opowiadali, że od trzech dni utrzymują kontakt z oficerem z Nysy. Z ich relacji wynika, że wieża ratusza została naruszona od strony ulicy Grzybowej (Pilzgasse). Dach kościoła św. Jakuba "oberwał" tak mocno, że zawalił się niemal w całości. To przyprawiło mnie o ból serca.

Z drugiej strony, Pani Poppke rozmawiała wczoraj z pewnym Kolejarzem, który opowiadał, że w Nysie nie ma jeszcze żadnych Rosjan! Nie można temu raczej wierzyć. Ciekawe, czy reszta miejskiej administracji zdążyła uciec, a wraz z nimi Diethe Nave? Szkoda, że nie mam z nimi żadnego kontaktu. Kiedy i gdzie będzie można znów zobaczyć, wszystkich znajomych? Tegoroczny Wielki Piątek, jest dla naszego narodu, prawdziwym dniem męki. Oby tylko wraz z nadchodzącym Zmartwychwstaniem Pańskim, pojawiło się malutki promyk nadziei.

1 kwietnia 1945 r., Wielka Sobota.
Smutne te Święta z dala od domu. Wczoraj wieczorem byłam w kościele na nabożeństwie pasyjnym i tak zastanawiałam się co z naszym pięknym nyskim kościołem św. św. Piotra i Pawła(niem. Kreuzkirche). Wracam również myślą do chwil, kiedy w każdy pierwszy dzień Świąt Wielkiej Nocy w tym kościele, lud razem z wysokimi urzędnikami wysłuchiwał Mszę Beethovena. Obecnie znajduję jedyną pociechę w tym, że poprzez modlitwę łączę się z moimi krewnymi. Mam nadzieję, że w przyszłym tygodniu dotrze do nas również poczta z wiadomościami od nich i z jakimkolwiek znakiem życia. Także trzem dzieciom pań: Ireny Mikus, Marget Langer i Pani Beechem mogę złożyć życzeń z okazji ich urodzin.
Także wiadomości z Wehrmahtu przyniosły niepomyślne informacje. Rosjanie są już w okolicach Raciborza. Na zachodzie w Kassel, Fuldzie, Heilderbergu, Frankfurcie, Mannheim stacjonują już Amerykanie i Anglicy. Również dziś zameldowano, że rozbito linię oporu Łąka Prudnicka - Prudnik. Cóż pozostało z wielkich niegdyś Niemiec, kiedy wszystko zaszło już tak daleko? I gdzie podzieją się Ci wszyscy biedni ludzie, którzy już nie będą mieli gdzie uciekać?

2 kwietnia 1945r., Wielkanoc
Wczoraj wieczorem odbiornik radiowy podał informację o nowej organizacji, której celem jest obrona miejscowej ludności. Nazwa oddziału - Wehrwolf. Wszyscy mężczyźni, kobiety, młodzieńcy,dziewczęta, na wschodzie i na zachodzie powinni przystąpić do obrony. Każdy sposób jest dobry, każdy oddział, nawet ten najbardziej prymitywny będzie potrzebny do tego by zwyciężyć wroga. "Wykorzystajcie każdą chwilę, nawet w nocy szykujcie się do obrony". Tak brzmi to dosłownie. Tak więc walka, na śmieć, mordy! Tego uczy się naszych chłopców... Można się złapać za głowę, słuchając tego wszystkiego. A i tak wiadomo, że nic pozytywnego takie działania nie przyniosą, mogą co najwyżej napytać biedy.
Wczoraj Wehrmaht podał, że w okolicach Tauber koło Bad Margentheim toczyły się walki. Z zachodu żadnych wieści, natomiast pomiędzy Schwarzwasser i Krnovem również ciężkie walki.

Dzień Wielkanocy spędziłam dziś w całkowitym spokoju. Dom był pusty i cichy ponieważ, większość poszła na spacer. Doskwiera mi tylko wciąż od tygodnia ten męczący kaszel. W nocy nie mogłam zmrużyć oka, dlatego przez cały kolejny dzień przysypiałam. Nie ma żadnych lekarstw, nawet miodu, który mógłby mi pomóc. Na stanie mamy chyba o jedną ofiarę więcej.

4 kwietnia 1945r. - Ołomuniec
Wczoraj otrzymałam kartkę od Todtów; powinnam teraz uciekać jak najszybszą drogą do Joachimsthal. Uchodźcy w Romrestadt mają teraz spore problemy, ponieważ postawiono ultimatum, że jeżeli nie opuszczą miasta, nie będą mieli dostępu do kartek na żywność. Dlatego, takie rozwiązanie wydaje mnie się najbardziej rozsądne. Miasto będzie całkowicie puste jeżeli opuszczą je uchodźcy z Beneszova i Nysy. Podobnie, jak niedawno w Nysie, tak i tutaj biedni bezdomni ludzi, będą musieli uciekać coraz dalej. Przygotowywałam wczoraj niezbędne rzeczy do wyprawy w głąb Protektoratu, wybłagałam kartę podróży, pożegnałam się z ludźmi, którzy użyczyli mi noclegów w Romerstadt, zabrałam również namiot i o 4 rano rozbiłam się na dworcu, gdzie będę koczować na pierwszy pociąg do Pragi. Jest dopiero 9:00, czekam mnie więc długie wyczekiwanie, gdyż pociąg nadjedzie dopiero po południu.

5 kwietnia 1945r. - St. Joachimsthal
W szczególnych okolicznościach, dziś rano udało mnie się dotrzeć na miejsce. Jestem wycieńczona, ale szczęśliwa ponieważ mogę znów widzieć swoją rodzinę. Także Todtowie są bardzo zadowoleni, że wreszcie dotarłam. Był tu także Gottfried, który od jutra zaczyna urlop. Zabrał nas do domu wczasowego 'Urania', w którym mieszkaliśmy wszyscy razem, w małym przytulnym pokoju. Wreszcie mamy zapewniony dach nad głową!
Podróż tutaj była bardzo męcząca. Drogę z Ołomuńca do Pragi udało mnie się przejechać pociągiem pośpiesznym, dlatego byłam tu już o 1:00. Dosiadła się do mnie również młoda dziewczyna z Brna, urodzona w Hamburgu, która pracowała tam w przemyśle zbrojeniowym, jednak od 1,5 roku przebywa, tu gdzie została przeniesiona. Chce dotrzeć do Marktderwitz, gdzie w obozie dla dzieci, znajduje się jej chłopiec. Front dotarł już do Brna, dlatego nie może już zawrócić; martwi się jednak o swojego męża i matkę. Jak twardy jest dziś los dla ludzi. Chciałybyśmy się jeszcze kiedyś zobaczyć w normalnych okolicznościach. W Pradze, dworzec sprawiał niemiłe wrażenie. Wszystkie perony pełne ludzi, w hali w której siedziałam na walizkach, na posadzce spał jakiś żołnierz. Powietrze było praktycznie zużyte. Na szczęście już o 5:00 odjeżdżał pociąg do Pilsen. Jeszcze raz spotkałam pewną panią z Nysy, która znała mnie z urzędu rolnego. Minęło już sporo czasu od wysiedlenia nas, kiedy to ostatni raz widziałam nasze piękne miasto. Kiedy wsiedliśmy do pociągu osobowego do Pilsen, nagle zaczęły wyć syreny i szybko musieliśmy się schować do bunkrów. Powiedziano nam jednak, że za to podróż zostanie przyspieszona. Niestety po drodze musieliśmy zatrzymywać się kilkakrotnie ponieważ w pobliżu przelatywały samoloty wroga. W tamtych rejonach było dość wilgotno, dlatego takie powietrze działało na moje płuca, jak balsam. W wagonie II klasy, znalazłam nawet miejsce siedzące.
Niedługo przed świętami tutejsze stacje zostały zbombardowane, dlatego też wiele wagonów, lokomotyw, węglarek, uległo zniszczeniu. Znów, krótki postój i pociąg rusza do Karlsbad-Schalckenwert, mnóstwo ludzi, ogólna ciasnota.
Wreszcie około godziny 11:00 udało mnie się dotrzeć do Schalckenwert, skąd nie było oczywiście żadnego pociągu do St. Joachimsthal. Dlatego musiałam pójść do poczekalni. Cel był już tak blisko, że z wrażenia zasnęłam snem kamiennym na ławce. Była 6:00 rano, ostatnie pieniądze wydane na bilet i jestem u celu.
Gertruda była niesamowicie szczęśliwa, że znów się zobaczyliśmy i że cała rodzina znów jest razem. Rozłąka nie była wprawdzie tak długa, ale w tak trudnych czasach na pewno bardzo bolesna. Byłam tak wycieńczona podróżą i zmarznięta, że dostałam zapalenia płuc.

7 kwietnia 1945 r. - St. Joachmisthal
Pierwszy dzień w nowym miejscu przyniósł mi wiele upragnionego spokoju, co służy mi bardzo dobrze. Gottfried ma od dzisiaj urlop i zamieszkał z nami w Kurorcie "Urania", gdzie w czwórkę otrzymaliśmy bardzo przytulny pokój. Niestety nie jest on ogrzewany, dlatego marzniemy tu. Dla wszystkich rodzin uchodźców oddano do użytku kuchnię. W kuchni znajduje się jeden stół, przy którym możemy spożywać wspólnie posiłki, podczas których panuje rodzinna atmosfera. Kuchnia jest używana przez wszystkich do gotowania posiłków, dlatego każda rodzina każdego dnia wykonuje określone czynności, jedni gotują, drudzy ścierają kurze, a inni myją podłogi. Gertruda gotuje dla nas samodzielnie, mamy tylko problemy z zakupami. Tutejsi mieszkańcy, niezbyt przychylnym okiem patrzą na przybywających uchodźców i windują ceny, tak jakbyśmy byli gośćmi z kurortów.

St. Joachimsthal jest bardzo starym miastem położonym w górach, wybito tu pierwszego talara, usytuowane ono jest w głębi pięknej doliny. Miasto otoczone jest zewsząd górami, zabudowa tu jest typowo szeregowa. Znajduje się tu słynny na cały świat kurort, w czasie pokoju kwitnie tu życie. Obecnie, wszystkie domy wczasowe przerobiono na lazarety. Niestety jest tu również wielu uchodźców, między którymi spotkałam również rodzinę Quabius z Nysy.

8 kwietnia 1945 r.
Pierwsza niedziela w St. Joachmisthal. Wcześnie rano byliśmy w kościele. Duża, gotycka budowla, która niestety posiada wewnątrz dużo kiczu, co sprawia wrażenie bardzo pospolitego miejsca. Poranek był słoneczny i ciepły i tak też pozostało do końca dnia. Dzień był bardzo przyjemny, dlatego Gertruda i ja usiedliśmy przy stole w jednym z rogów ogrodu, do pracy ręcznej. O 14:00 poszliśmy z Gotfriedem do Plasthotelu wysłuchać wiadomości z Wehrmahtu. Jak małe pozostały już niegdyś ogromne Niemcy. Na południu, do Wiednia trwają walki, ze wschodu żadnych meldunków. Na zachodzie front dochodzi do Dortmund, Creilsheim, do Turyngii, na południu do Graz. Nie można tego już powstrzymać. Ciekawe do czego wszystko to doprowadzi.

9 kwietnia 1945 r.
Fronty posuwają się coraz dalej. We Wiedniu toczą się walki, również na południe i zachód, wzdłuż Dunaju. Na zachodzie koło: Hamlen, Höxter, Holzminden, Verdun, Götingen itd.

Rano znów spotkaliśmy rodzinę Quabius z Nysy, która przekazała nam pozdrowienia od właściciela drogerii na nyskim rynku - Goldmana, który wraz z dziećmi przebywa w Gottesgab. Wyjechał on z Nysy 14 marca, ponieważ szukał żony i od tej pory nie był w Nysie. Dlatego znalazł w Gottesgab swoje schronienie.

Kupiliśmy dziś dużo kartofli, które mogą się przydać na dalszą drogę. Zakupy tu są okropne. Ludzie są sobie wrodzy, pogłębiają się antagonizmy między mieszkańcami, a sprzedawcami.


10 kwietnia 1945 r.
Dziś jest wreszcie na prawdę piękny dzień i zrobiło się ciepło. Gertrud i Josef musieli udać się do ratusza do Brennholz, co utrudnia dalszą drogę. Ja natomiast byłam dziś już trzy razy po mleko i za każdym razem okazywało się, że na daremnie. Nie można dostać żadnej pracy, znaleźć jakiegokolwiek zajęcia, które wypełniłoby ciągnący się czas urozmaicony zresztą daremnymi próbami zrobienia zakupów.

Wieczór;
Dziś w godzinach popołudniowych gościliśmy niespodziewanego gościa, mianowicie pana Goldmanna, który przybył do nas z Gottesgab. Wraz ze swoją córką znajduje się w byłym domu wczasowym. Starsi wzięli ślub w Opolu i stracili wszystko z powodu Rosjan. Młodsi zastali Augsburg totalnie zbombardowany. Ich rodzice natomiast stracili dom w Nysie. Ich kamienica spłonęła, o czym dowiedział się pan Goldman od jednego ze swoich znajomych. Nie ma się czemu dziwić - na drugim piętrze drogerii, znajdowało się ok. 3.000 świeczek, co ułatwiło tylko eskalacje pożaru. Bardzo żałuje tego, że nie rozdał ich wcześniej ludności. Teraz jego dobytek stanowi walizka i prosty garnitur, z którymi udaje się w podróż, z nadzieją że odwiedzi chorą żonę. Nie chciał uciekać na dłużej z Nysy, miał nadzieję że szybko tam powróci. Stało się jednak inaczej - 10 marca sklep obchodził 70 rocznicę istnienia, 12 marca wyjechał z Nysy, a 16 marca wszystko spłonęło. Nie pozostało nic. Tylko starsi ludzie stoją z pustymi rękoma, którymi pracowali przez całe życie. Jest to tylko jeden przypadek z wielu.

Później poszliśmy do lasu nazbierać szyszek, których udało się nazbierać dwa pełne plecaki. Było tak wspaniale ciepło, że można było już nawet ubrać lżejszy płaszcz. Górzysty teren po którym spacerowaliśmy wzmógł w nas spory apetyt. Niestety dzienne racje żywnościowe są tak niewielkie, że należy cieszyć się każdym kęsem.

12 kwietnia 1945 r.
Po na prawdę pięknym i słonecznym wczorajszym wieczorze, dzisiejszy dzień przyniósł deszcz. W wiadomościach z Wehrmahtu podano w przybliżeniu sytuację, jaka kształtuje się na froncie. Na linii Łaby stoją już Amerykanie i Anglicy. Z frontu na wschodzie zupełnie żadnych nowych wieści, poza wiadomościami z okolic Raciborza. Königsberg również skapitulował. We Wrocławiu trwają ciężkie walki, podobnie jak w sercu Wiednia.

Dziś rozmawialiśmy z rodziną Quabius, która wciąż znajduje się tutaj. Mają nowe wiadomości odnośnie Nysy z okresu między 24 - 26 marca. Zgodnie z nimi oba mosty na Nysie zostały wysadzone, również kościół garnizonowy (kościół św. Katarzyny na wyspie młyńskiej-przyp. tłumacz). Wiele domów stoi w płomieniach. Miejsca w mieście gdzie tylko pojawiali się Rosjanie były od razu bombardowane przez naszą artylerię. Przeciągające się tu i tam walki bardzo mocno dotknęły nasze miasto. Biedne miasto, obyśmy się mogli kiedyś jeszcze tam zobaczyć.

Front zaciska się coraz bardziej. Magdenburg jest już w rękach wroga, linia Łaby została już przekroczona. Już wkrótce do Chemnitz powinny dotrzeć działa pancerne; w okolicach Wiednia Rosjanie stacjonują już w okolicach Mödling. Musimy się tylko martwić o Steffi. Czujemy już bardzo dobrze, że front zbliża się w naszą stronę, podobnie jak miało to miejsce w Nysie. Samochód za samochodem przejeżdża po stromych ulicach miasteczka, wracając z Chemnitz. Następstwem tego są również coraz częstsze alarmy przeciwlotnicze. Kiedy wczoraj wieczorem wchodziliśmy pod górę przez jedną z ulic, z dala było słychać coraz wyraźniejsze odgłosy. Jak opowiadała nam znajoma, w Karlsbad zestrzelono wiele pojazdów, w tym jeden z bardzo dużo ilością materiałów wybuchowych, co spowodowało ogromny wybuch. Również wiele torowisk zostało zniszczonych.

Dziś wcześnie rano nasza wspólnota domowa otrzymała 26 główek kapusty, które trzeba było wspólnie rozdzielić. Dlatego po powrocie z kościoła miałyśmy już pełne ręce pracy. Kolacja wreszcie smakowała wyśmienicie, co wszystkich nas wzruszyło.

18 kwietnia 1945 r.
Teraz jesteśmy już na prawdę odcięci od reszty świata. Wczoraj wyłączono prąd, co uniemożliwia zaś odsłuchiwania wiadomości Wehrmachtu za pomocą odbiornika radiowego. Przedwczoraj słyszeliśmy jeszcze, że Rosjanie zaczynają się wdzierać do Berlina. Podobnie jak Amerykanie, którzy niezwykle szybko maszerują w kierunku: Bitterbergu, Merseburgu, Lipska, a także w rejony Weisenfels i Lichtenfels i Bambergu. Więc nie zostaje już z Niemiec zbyt wiele. Wiedeń jest już zajęty przez Rosjan!

Wczoraj w okolicach południa przez miejsce w którym obecnie się znajdujemy, przez dwie godziny przeleciało bardzo dużo samolotów. Jeden szyk za drugim, zgrupowane przeważnie po trzy, czasem pięć. W rezultacie dzieci naliczyło ich ponad 700. Ciekawe, gdzie tym razem będą rozsiewać śmierć. Wieczorem opowiadano, że Schlackenwert i przede wszystkim Karlsbad były bardzo mocno dotknięte. Dziś w nocy i teraz - przed południem, pociągi lazaretowe, przywiozły stamtąd tutaj, całą masę rannych ludzi. Nawet nasza mała lokomotywa została uszkodzona, dlatego wymieniono ją na inną. Przez cały dzień, podobnie jak wczoraj słychać wystrzały artylerii. Łatwo też zauważyć, że niedługo to miejsce będzie w pobliżu frontu. Z tego powodu wyczuwa się rosnący niepokój, zwłaszcza wśród tutejszych mieszkańców. Jak długo jeszcze będzie trwać wojna? Hitler złożył następującą deklarację: Berlin pozostanie niemiecki, podobnie Wiedeń wróci do Niemiec. Odpowiedź na nią z całą pewnością dadzą wrogie samoloty, które widzieliśmy wczoraj. Odżywianie się i zaopatrzenie jest tu bardzo trudne. We wszystkich sklepach znajduje się wielu ludzi, przy czym naturalnie każdy chciałby coś otrzymać, a to powoduje wrogość miejscowych do napływających uchodźców. Wczoraj jedliśmy znów surowe warzywa, które uchowałam na specjalnej łączce. Smakują dobrze, ale tylko wtedy, gdy nie są jeszcze tak dojrzałe. W domowym ogrodzie znajdują się dwie grządki szpinaku, rabarbar, a przede wszystkim krzaczki z jagodami. Szkoda tego wszystkiego.

19 kwietnia 1945 r. (wcześnie rano)
Wczorajszego wieczoru zupełnie nieoczekiwanie rozstawił się front. Front osłania się przed wszystkim. Koło Cottbus, Gubina, Forst, zmierza wprost na Berlin. W Magdenburgu, podobnie jak w Nurnbergu trwają walki. Również południowa część Raciborza napotyka kolejne trudności. W naszej okolicy przesuwa się w stronę Eger. Oby tylko udało nam się ocaleć, nie mamy nawet gdzie stąd uciekać w razie ewentualnego ostrzału. Według naocznych świadków linia kolejowa między Komotau - Karlsbad została poważnie uszkodzona podczas ostatnich nalotów bombowych. Wczoraj przyjechała do nas również ciężarówka z Karlsbad, która przedzierając się przez ostrzał zaopatrywała w mleko. Poza tym ranni cywile, którzy wczoraj zostali zabrani do Joachmisthal nie pochodzili z Karlsbad, tylko z Berlina!

Wczoraj po południu odeszłam od stołu po to by powędrować po okolicy i lepiej ją poznać. Najpierw na ulice, później do lasu w stronę Dürnberg. Wiosenne łąki rozsiane wzdłuż tutejszych ulic, ozdobione świeżymi krokusami wyglądają teraz niezwykle. Ze wszystkich stron spływają strumienie ożywiające doliny. Na Dürnberg patrzy się w górę z dna doliny; domy położone są na niesamowicie stromych stokach. Na górze w miejscu gdzie jest już bardziej 'łysawo' znajdują się rozmaite krzaki i brzozy, wszystko to otacza nas z każdej strony. Ponad szczytami wiał silny, lodowaty wiatr. Wędrowałam obok wioski, po to by móc jeszcze raz ujrzeć panoramę całej okolicy. Niestety, dziś nie jest zbyt przejrzyście. Mimo to jest tam cudownie; góra 'wyrasta' obok drugiej, stromo położone miejscowości, a przy tym wiele łąk na większości stoków.

Po tym, gdy wróciłam ze spaceru z doliny, było jeszcze wczesne popołudnie, dlatego postanowiłam rozpocząć jeszcze jedną wędrówkę w okolice Arletsgrün. Przechodząc ponownie wzgórzami przez las, następnie przez urwiste zbocze. Przy jednym z drogowskazów na szlaku, który wskazywał wiele dróg, można była podziwiać widok okolicy, która przypominał mi bardzo widok z Goldenstein-Altstad. Na około mnie góry, strome miejscowości, w dalszej kolejności rozmaite wody. Przy dobrej pogodzie musi być tam na prawdę pięknie.

W drodze powrotnej zaobserwowałam, że krzaczki jagodowe wypuszczają już pąki, aczkolwiek listki jeszcze nie wyrosły. Każdy skraj drogi w tutejszych lasach, wypełnione są krzaczkami borówek i jagód. Obyśmy tylko nie musieli pozostać tu do ich zbiorów...

wieczorem;
Gottfried spotkał dziś pewnego rannego człowieka, który przebywał razem z nim w nyskim lazarecie. Opowiadał on, że z Nysy nie pozostało właściwie zbyt wiele, musiała się bronić przez kilka dni, a to spowodowało duże zniszczenia. Od strony dzielnic Rochus i Nowa Wieś Sowieci wtargnęli do miasta, również ulica Władysława Jagiełły jest cała zniszczona (przed 1945r - Carlauer Weg-przyp. tłumacz). Całe kwartały domów w okolicy ulicy Wita Stwosza(niem. Kastnerstraße) również zostały zniszczone, zewnętrzna część rynku została również poważnie uszkodzona, podobnie jak ulice Zjednoczenia(EntzmannStraße) i Moniuszki(Scheinerstraße). Wygląda na to, że nie mamy po co nawet liczyć na moje mieszkanie. Kiedy chce się coś jeszcze zrobić, a wszystko co było kiedyś twoją własnością została ostrzelane, jest jeszcze bardziej ciężko, zwłaszcza gdy słyszy się takie wiadomości. Okropne! Nasze piękne miasto ze wszystkimi ślicznymi zabudowaniami. Lepiej sobie nawet nie wyobrażać, jak przerażający musi być obraz Nysy!

20 kwietnia 1945 r.
Znajomy Gottfrieda opowiadał dzisiaj, że cały kwartał mieszkalny przy Prudnickiej - Mariacka, Zjednoczenia, Moniuszki; został poważnie zniszczony. Podobnie Adlerapotheke(Apteka "pod orłem" na rynku) i Philippecke(?) na Sobieskiego(niem. Schulstraße), a przy tym całe Carolinum. W podobny sposób zniszczone został dwa barokowe budynki w okolicach sądu( przed 1945r. sąd mieścił się w Pałacu biskupim, obecnie Muzeum w Nysie. Przed 1945r. było to tzw. Gerichtsgebäude, jak pisze Greta: "początkowo Pałac biskupów, później urzędy i sąd ziemski, dziś muzeum"). Przez to, że front napotkał w mieście pewne trudności, ostrzał przedłużył się, a to z kolei spowodowało jeszcze większe zniszczenia. Wszystko to spotkało całkiem sporą ilość ludzi, którzy nie zdążyli na czas opuścić miasta. Do nich należy Pani Rack ze sklepu z kapeluszami na Rynku, która pozostała tam wraz ze swoimi dziećmi. Poza tym, kwartał w okolicach Kolejowej został bardzo mocno ostrzelany. Cieszę się tylko z tego, że uratowałam moje nyskie filmy(chodzi o negatywy, klisze - przyp. tłumacz). Bardzo mnie obciążają, ale dla mnie przedstawiają ogromną wartość.
Front przesuwa się dalej w stronę Berlina. Münchberg jest już okupowany. Także Zwickau jest już zajęte. Kolejna wielka rozgłośnia radiowa zniszczona, stamtąd nie usłyszymy już wiadomości. Odbiór jest bardzo niewyraźny, Józef podejmował wiele prób, ale cały czas słychać tylko niewyraźne dźwięki. Poczta nie przychodzi do nas od tygodni, podobnie jak gazety. Więc jesteśmy zupełnie odcięci od reszty świata.

22 kwietnia 1945 r. Niedziela
W Berlinie widać już wyraźnie Rosjan, a walki są już w tako. Po prawie sześciu latach wojny. Amerykanie są już u brzegów Łaby i już niedługo obie armie spotkają się ze sobą. Jak to wszystko może się zakończyć? Czy było konieczne, żeby aż tak zniszczyć całe piękne Niemcy? Co się stanie z nami, umieszczonymi w odległej dolinie, pozostaje w dalszym ciągu dużą zagadką. Przyjdą Rosjanie, albo Amerykanie, a miejsce to zostanie przez nich zdobyte po ciężkich walkach, albo nawet i bez nich? Możemy tylko czekać.
Dzisiejsza niedziela jest bardzo deszczowa, a czasem wychodzi słońce. To był prawdziwie kwietniowy dzień. Rano podczas drogi do kościoła było znośnie, teraz nie można nawet wyjść z domu.

24 kwietnia 1945 r.
Teraz walki trwają już w większości przedmieść Berlina. Jak długo stolica i metropolia III Rzeszy niemieckiej będzie szturmowana przez wroga? W szerszym froncie, Amerykanie podążają już bardzo szybko w stronę Łaby. Także Monachium jest już oddalone o niecało 70 km od linii frontu. Podobnie Brema. Co jeszcze pozostało? Troppau jest już zajęte, a linia walk przesuwa się bardziej na Morawy. Przed Brünn stoją także Rosjanie. Obłąkana sytuacja. Jak mało miast jest jeszcze ocalałych. Na koniec stycznia robiono podsumowanie, ilu ludzi i gospodarstw domowych ma dostęp do środków kultury i żyznych ziem. Można by o to zapytać, raz jeszcze.

Rodzina Quabis wyruszyła w dalszą drogę dziś, do Lambach koło Linz, gdzie wraz ze swoim dobytkiem pozostaną przez 1,5 tygodnia. Oby dotarli tam bez uszczerbku, dziś podróż pociągiem w każdym niemal przypadku jest dużym niebezpieczeństwem. Samoloty szturmowe i bombowce nastawione są na całkowitą likwidację. W taki sposób, jedyni Nysanie, z którym utrzymywaliśmy kontakt również wyruszyli w dalszą drogą. Nie będzie im łatwo uciekać, zwłaszcza w nieznajome. A kiedy my zabierzemy stąd nasze namioty?

25 kwietnia 1945 r.
Po pięknym słonecznym, lecz nieco chłodnym dniu, nadszedł dzień dzisiejszy, który jest już zupełnie ładny. Oby ocieplenie nastąpiło już wkrótce, wtedy będziemy bardziej wolni. Ciepły pokój, kuchnia przepełniona krzykiem dzieci, która jeszcze nie odeszła zupełnie od wilgoci. W pojedynczym pokoju nie można się schronić od zimna, tak spektakl ten trwa do wieczora.

Zakupy są kolejnym rozdziałem. Przeważnie chodzi się na nie daremnie, co naturalnie nie jest przyjemne, zwłaszcza gdy do jedynego zaopatrzonego sklepu jest co najmniej pół godziny pod górę. Teraz przewozi się wszystko do Karlsbad, który w poprzednim tygodniu w wyniku silnego ostrzału doznał poważnych zniszczeń; jednak nie podszedł stamtąd dalej. Więc również dziś wcześnie rano byłam znów na próżno na szczycie Hauptstraße. Ale do tego można się już przyzwyczaić.

26 kwietnia 1945 r.
Dziś Pani Hamdorf wraz ze swoimi córkami: Ewą i Bärbel von Reth zupełnie nagle wyjechały do swojego domu w Seidenberg i.d. Lausitz. Otrzymały wcześnie list, w którym przekonywano je do podjęcia szybkiej decyzji, ponieważ to niewielkie i ustronne miasteczko zostanie wkrótce zajęte przez wroga, a one mogą zostać ostrzelane. Od Schlackenwert mogą jechać ciężarówką, a dalej chciałyby się przesiąść do ciężarówki. Mam nadzieję, że bezpiecznie dotrą na miejsce, czego życzę im z całego serca.

Tymczasem Berlin jest zamknięty przez Rosjan, Dworzec Śląski został również zajęty, walki na przedmieściach. Szczecin okupowany przez Rosjan. Łaba jest szturmowana, Riesa zajęta. Amerykanie walczą o Bremę. Od Passau są oddaleni o zaledwie 20 kilometrów. Regensburg zwyciężony, od Jeziora Bodeńskiego walki przenikają coraz mocniej na terytorium Austrii. Na Morawach Rosjanie stacjonują w Brün. Eger znajduje się również pod okupacją amerykańską.
Zawsze myślę jeszcze tylko o pociągu do pięknych okolic u Diethe Nave. Gdzie mogła utkwić i jak może jej iść. Jest mi bardzo przykro, że nie mam z nią i Irene Mikus żadnego kontaktu. Szkoda, że podczas naszego ostatniego spotkania w Stadthaus w Nysie nie dałam im mojego adresu do Römerstadt. Ale wtedy wszystko było przeprowadzane w takiej nerwowej atmosferze, że nie można było nawet myśleć o takich rzeczach. Musimy tylko czekać, aż znajdziemy się znów w domu. Kiedy to nastąpi?

27 kwietnia 1945 r.
Marszałek Rzeszy Göring zrezygnował ze swojego stanowiska. Życzenie marszałka zostało przekazane przez Führera, który zadeklarował ciężką chorobę serca jako powód rezygnacji marszałka. Miejsce jego pobytu jest jednak nieznane. Mussolini został złapany na szwajcarskiej granicy, przez którą próbował uciec. Jego dwaj sekretarze zostali zatrzymani przez włoską bojówkę wolnościową.

W Berlinie zdobyte już Alexanderplatz, Moabit itd. w Dahlem, Charlottenburg podobnie. Koło Torgau Amerykanie i Rosjanie już spotkali się razem. Ingolstadt w rękach wroga. Nasze rejony są jeszcze dość znacznie oddalone od strefy zagrożenia, ponieważ Amerykanie odwrócili się w kierunku Pilsen. -Brema zajęta- Dziś wieczorem była burza. Gottfried był wraz ze znajomym w lokalu. Kiedy wszystko po raz pierwszy zadrżało, wszystkich ogarnęło ogromne przerażenie, ponieważ uderzenie pioruna rozpoznano mylnie jako uderzenie bomby. Ludzie byli bardzo zdenerwowani, ponieważ nie potrafili odróżnić naturalnego grzmotu od bombowego.
Większość czasu zabiera nam teraz stanie w sklepach. Wczoraj rozdzielono przydziały na ryż, grysik, cukier i mąkę. Dlatego obsługa w naszych sklepach szła bardzo powoli, stałam tam od 10:45 do 13:30. I to wszystko, wszystkich tych środków do życia potrzeba jeszcze dużo. Dziś wcześnie byłam z Gertrudą jeszcze raz na górze, na mieście. Znów na próżno. Później weszliśmy do sklepu z artykułami krawieckimi, gdzie znów stałam przez godzinę. Materiał, który tam znalazłam nadawał się do kupna, można byłoby go użyć na przykład na nasze nowe zasłony, na nowy początek, gdy już wrócimy do Nysy.

W Berlinie walki nie potrwają już byt długo, ponieważ Rosjanie walczą już w okolicach dworca. Neukolln, Scmargendorf, Zehlendorf, port lotniczy w Tempelhofie jest również w ich rękach. Dziś stała obok pewnej pani, która dopiero w tym tygodniu wyjechała z Berlina i mówiła, że jest okropnie. Na skutek braku wody, rozprzestrzeniła się epidemia, zwłaszcza dlatego pilnie potrzeba doprowadzić wodę do gospodarstw domowych. Z dużych Niemiec nie pozostało już zbyt wiele. Gdyby można było przewidzieć, że po trwającej prawie sześć lat wojnie, będzie tyle ofiar w ludziach i kulturze. Z pustymi rękoma stoimy tam, miliony Niemców, i musimy zaczynać od zera. Także wszyscy młodzi mężczyźni, którzy zostali kalekami w wyniku postrzałów, kto się będzie o nich troszczyć? Właśnie tutaj w St. Joachmisthal można zobaczyć na własne oczy tę nędzę, tylu ludzi z amputowanymi nogami, zranionych przewiezionych właśnie tutaj.

1 maja 1945 r.
Pierwszy raz od 1933 r. ten "Narodowy Piątek", przeminął jakoś niezauważony. To takie "święto" przyspieszonej śmieci. Także dziś jest znów zimno, podobnie jak miało to miejsce lata temu w tym samym dniu.
Cały wczorajszy dzień stałam w kolejce. Wcześnie, najpierw w ratuszu po przydział na ręcznik, potem po filcowe buty dla Józefa i Gottfrieda. Gdy już prawie doczekałam się swojej kolei, okazało się, że oni kończą. Potem stałam po rajtuzy dla obu mężczyzn, które otrzymałam około 11:30. Po południu stałam znów po ręczniki, które ostatecznie otrzymałam w liczbie trzech. Nie byłoby z pewnością tak źle, gdyby zimno nie było aż tak srogie; po południu padał nawet śnieg.

Po południu spotkałam pewnego chłopca z brązowym jamnikiem, który przypominał bardzo naszego Waldiego, że postanowiłam go przywołać. Chłopiec z matką posłali pieska w moją stronę i bardzo się ucieszyli, widząc moment kiedy złapałam go. Piesek przybiegł tu za wozem z Rudziczki koło Prudnika. Niestety nasz gospodarz, pan Pohl, nie chciał zgodzić się na to, aby przyjąć zwierzaka do domu. Wojna zmierza już zapewne ku końcowi, oby! W Berlinie trwają wprawdzie walki, ale nie potrwają one już byt długo. W Monachium sytuacja jest podobna. Włoska partyzantka wykonała wyrok na Mussolinim w Mediolanie, a jego ciało wystawiono publicznie na ogromnym placu. To był jego "chwalebny" koniec. I pomyśleć, że jeszcze niedawno zajmował on pomnik przed bramą do miasta w Trypolis.

2 maja 1945 r.
Adolf Hitler nie żyje! Wódz Niemiec. Cała Europa została uszczęśliwiona, tym, że przez tę śmierć całe wielkie Niemcy zostały powalone na ziemię, przez jego bezsensowne plany i idee. Więc obaj dyktatorzy zeszli ze światowej sceny w przeciągu zaledwie kilku dni. Mussolini i Hitler, którego przyczyna śmierci nie jest jeszcze dokładnie znana. Nowa władza przekazana została admirałowi Dönitzowi.
W Austrii właśnie ogłoszono nowy - samodzielny rząd. Monachium skapitulowało. Miasto całej akcji! (Hitler dokonał nieudanej próby przejęcia władzy właśnie w Monachium w maju 1923r. ; tzw. "Pucz monachijski"-przyp. tłumacz).
Więc załamało się wszystko, cała utopia i urojenie, jakie zbudowali obaj dyktatorzy.

Koniec pamiętnika
_________________
Zapraszam do: Muzeum w Nysie // Neisser Kultur- und Heimatbund e.V.
 
     
franciszek jan

Dołączył: 21 Gru 2017
Posty: 12
Wysłany: 2021-02-24, 13:02   

Pod datą 20.04 odczytałem następujący zapis: "Do nich należy Pani Rack ze sklepu z kapeluszami na Rynku, która pozostała tam wraz ze swoimi dziećmi." Rodzina o tym nazwisku pozostała po wojnie w Nysie. Oczywiście pisownia nazwiska bez (c). Wcześniej byli przymusowo wysiedleni z Górnego Ślaska za polskość.
 
     
Bolek 
dawniej Op-Ony

Dołączył: 21 Lis 2017
Posty: 90
Wysłany: 2021-04-17, 13:10   

Greta Hoffmann była również autorką Albumu ze zdjęciami Nysy z lat 1934-38. Album jest przechowywany w Archiwum Państwowym w Opolu w zespole: Akta miasta Nysy. Mam nadzieje, że niedługo będzie dostęny wraz z innymi zdjęciami miasta na portalu: Szukaj w archiwach.
 
     
olo69

Dołączył: 30 Maj 2019
Posty: 10
Wysłany: 2023-05-17, 09:30   

Na placu Jana Pawła II w Nysie właśnie pojawiła się wystawa ze zdjęciami Grete Hoffman przygotowana przez Archiwum Państwowe w Opolu w ramach 800-lecia Nysy.
_________________
olo69
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  

phpBB by przemo  
Strona wygenerowana w 0,159 sekundy. Zapytań do SQL: 8