|
Forum Historii Nysy
Serwis społecznościowy poświęcony historii miasta Nysa
|
Dziecięce wspomnienia z Nysy |
Autor |
Wiadomość |
ralf
Administrator
Dołączył: 07 Lis 2017 Posty: 3085 Skąd: Kraków
|
Wysłany: 2019-07-31, 17:27 Dziecięce wspomnienia z Nysy
|
|
|
Zamieszczam opowiadanie autorstwa Stefana Knoblocha pt. „Neisser Kindheitserinnerungen” ("Dziecięce wspomnienia z Nysy"), które ukazało się w czasopiśmie "Neisser Heimatblatt" nr 249 z grudnia 2005 r., wydawanym przez Nyskie Stowarzyszenie Regionalno-Kulturalne (Neisser Kultur- und Heimatbund e.V.) w Hildesheim w Niemczech. Tekst z języka niemieckiego przetłumaczyła Aleksandra Narewska.
Długo marzyłem o Nysie. W kolorowych obrazkach. Jeszcze bardziej kolorowych niż mogła ją kiedykolwiek wyrazić rzeczywistość – chodziło o prawdziwe sny nocne – pozwalały mi wędrować nad dachami miasta a szczególnym punktem mojego "wyśnionego miasta" był kościół św. Jakuba. Budowla wyglądała zachwycająco. Ubrałem ją we własne wymarzone odzienie. Były to piękne sny, które wprawiały mnie w pobudzenie. Pewnego razu zniknęły i już nie powróciły. Wydarzyło się to w roku 1977. Był to rok w którym zobaczyłem Nysę znów po raz pierwszy po 22 latach. Jako niespełna 8-letni chłopiec opuściłem miasto z moją rodziną 6 lutego 1945 roku.
Podczas pierwszego ponownego spotkania odżyły wspomnienia. Szukały dróg, które istniały kiedyś. Nie przyjmowały jednak wielkiego zasięgu, bo wtedy byłem jeszcze dzieckiem. Od ulicy Piastowskiej przez róg ulicy Parkowej zataczały się moje dziecięce kręgi. Miałem 5 lat gdy zwędziłem jeden i kolejny raz luźne kartki z biurka taty. Zabazgrałem je swoimi dziecięcymi hieroglifami i wyszedłem ukradkiem z domu. Poszedłem drogą prosto przez ulicę Parkową, skręciłem w ulicę Wrocławską obok Wieży Bramy Wrocławskiej. Tutaj pomiędzy Wieżą Bramy a sklepem żelaznym Pfeifferów znajdowała się skrzynka na listy. Nie sądzę, że moje depesze kiedykolwiek zwróciły uwagę gestapowców. Były one zapisane takim kodem, który można było szybko rozszyfrować jako niewinne bazgroły. Jednakże każdego razu przechodziły mnie ciarki z powodu tych kryminalnych czynności, z mniejszego powodu przez opuszczenie mieszkania a bardziej z powodu - tego który wtedy widziałem - nadużywania instytucji publicznych.
Będąc dzieckiem dokonuje się swoich odkryć. Jednym z tych odkryć było miejsce położone kilka metrów dalej. Przy Rynku Garncarskim znajdował się kościół ewangelicki który był dla nas tematem tabu. Tam się nie wchodziło. Zawsze obok niego przechodziliśmy. Właśnie dlatego interesował mnie podobnie jak Ewa w raju interesowała się owocami z zakazanego drzewa. Kościoły miały duże znaczenie w moim dzieciństwie. Jakże mogło być inaczej w dzieciństwie spędzonym w Nysie – zwaną śląskim Rzymem. A więc wszedłem i w mgnieniu oka zostałem otoczony dziwną ciszą i osobliwym zapachem. Było tu inaczej. Przeraziło mnie to i z miejsca opuściłem budynek. Prawdę mówiąc, w swoim życiu na szczęście nie pozostałem tylko przy tej jednej próbie zbliżenia ekumenicznego. Tylko dziwię się dziś, jakie bariery musiały istnieć między wyznaniami, że tak bojaźliwie doświadczyłem wejścia do tego kościoła.
Dziś już wiem, że moja tamtejsza ciekawość "trzymała się kupy". Chodziło przecież o były kościół św. Barbary, który w XVIII wieku aż do sekularyzacji dawał schronienie franciszkanom. Czy droga dla mnie jako dziecka do byłego klasztoru kapucynów tzw. domu kapłańskiego po tamtej stronie Nysy była zbyt długa, że los sprowadził mnie do pobliskiego kościoła św. Barbary aby dać mi wczesny sygnał, że sam zostanę kapucynem i pójdę drogą franciszkańską?
Na ulicy Wrocławskiej pomiędzy Rynkiem Garncarskim a ulicą Garncarską musiała być pasmanteria lub coś podobnego. Wspominam, że w okresie przedświątecznym w roku 1943 był tam wystawiony przepiękny pluszowy jamnik, który magicznie mnie do siebie przyciągał. Zwierzęta domowe nie były w mojej rodzinie żadnym tematem do rozmowy. Moja mama musiała zauważyć moje zainteresowania – i właśnie ten jamnik leżał na wigilię pod choinką. Byłem skonsternowany. Ten jamnik nie pochodził od Dzieciątka Jezus tylko ze sklepu przy ulicy Wrocławskiej. Wszystkie inne prezenty pochodziły od Dzieciątka Jezus. Do dalej sięgających wniosków nie byłem wtedy jeszcze w stanie dojść. Ale zauważyłem, że moja radość z jamnika miała w sobie nieprzyjemny posmak udawanej radości.
Mój ojciec pracował dużo w domu przy biurku. Cieszyłem się z tego. Na zewnętrznym brzegu biurka stał telefon, do którego tak chętnie sięgałem. Podniosłem słuchawkę i wybrałem numer dla igraszki. Nagle miałem mężczyznę na linii. Gdy zauważył, że jest to dziecko podał słuchawkę swojej żonie. "No, jak Ci na imię?" - "Stefan" – odpowiedziałem. "A gdzie są mamusia i tatuś?" "No tutaj siedzi" – wtedy tata przerwał dalsza rozmowę naciśnięciem na widełki. Nie chciał się już bardziej zezłościć.
Kiedy dziś przechodzę ulicami Nysy uświadamiam sobie, że dziś mieszkające tam dzieci mają podobne doświadczenia z dzieciństwa. Takie jest życie a Nysa patrzy na to z uśmiechem. |
_________________ Zapraszam do: Muzeum w Nysie // Neisser Kultur- und Heimatbund e.V. |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
phpBB by
przemo
Strona wygenerowana w 0,119 sekundy. Zapytań do SQL: 8
|