|
Forum Historii Nysy
Serwis społecznościowy poświęcony historii miasta Nysa
|
Okna |
Autor |
Wiadomość |
ralf
Administrator
Dołączył: 07 Lis 2017 Posty: 3085 Skąd: Kraków
|
Wysłany: 2019-12-10, 10:30 Okna
|
|
|
Zamieszczam opowiadanie pt. „Die Fenster” („Okna”), którego autorką jest Dorothea Sperber-Scislowski. Materiał ukazał się w czasopiśmie „Neisser Heimatblatt” nr 289 z kwietnia 2019 r., wydawanym przez Nyskie Stowarzyszenie Regionalno-Kulturalne (Neisser Kultur- und Heimatbund e.V.) w Hildesheim w Niemczech. Tekst z języka niemieckiego przetłumaczyła Aleksandra Narewska.
W ramach ustawy nazistowskiej "O przywróceniu niemieckiego stanu urzędniczego" w roku 1933 mój ojciec został natychmiastowo zwolniony ze stanowiska urzędnika niemieckiego wszystkich urzędów bez prawa do pensji. Jednocześnie jako dziennikarz został objęty zakazem pisania. Po tym jak wywalczył pensję minimalną ja i moi rodzice (mój brat był już na studiach poza domem) przeprowadziliśmy się w 1935 r. z Bytomia (Beuten) z Górnego Śląska do Nysy. Dom do którego wprowadziliśmy się pod koniec marca na al. Wojska Polskiego (Rochusallee) podczas gęstej zawiei śnieżnej gdy miałam akurat 10 lat wydawał mi się być zamkiem w którym straszy. Pochodziliśmy z czarnego od dymu górnośląskiego okręgu przemysłowego gdzie pomiędzy okopconymi frontami domów sterczały niesamowite wieże wyciągowe. Kominy hut wytrwale wydmuchiwały w powietrze szary, żółty i czerwony dym, który przysłaniał słońce i jednocześnie przemieniał świeży śnieg w czarne błoto.
Wprowadzenie się do nowego mieszkania
Burza śnieżna szalała wtedy na al. Wojska Polskiego, wyła wokół wolnostojącego domu i wciąż otwierała ciężkie wysokie drzwi wejściowe aby gonić zaspy jedna za drugą do klatki schodowej tak że mężczyźni wnoszący meble z trudem wchodzili po oblodzonych schodach na pierwsze piętro. Stare lipy trzeszczały a grube gałęzie wściekle próbowały strząsnąć zalegający na nich marcowy śnieg. Nowe mieszkanie było jeszcze puste i lodowate a ja z podnieceniem biegałam ze zmarzniętym czerwonym nosem od jednego z 12 okien do kolejnego, spoglądałam z ciekawością we wszystkich kierunkach i próbowałam zorientować się w tym całkiem nowym dla mnie świecie, który zaprezentował mi się tak mroźno ale od razu stał się sympatyczny. Stał się on w ciągu kolejnych 10 lat moją ukochaną ojczyzną!
Willa Bayer
Biały neoklasycystyczny dom dwurodzinny nr 12 stał niedaleko klasztoru franciszkanów po stronie brzegu Nysy. Był znany jako "Willa Bayer" i należał do małżeństwa handlującego książkami Hilde i Rudolfa Wuttke. Rodzina Wuttke zamieszkiwała wtedy jeszcze parter domu zanim przeprowadziła się do domu swojej "księgarni grawerskiej" w Rynku. Z ich najmłodszą córką Barbarą chodziłam do klasy do szkoły św. Jadwigi.
12 okien
Wysokie okna ukoronowane były nasadkami z płaskorzeźby a obiegające zdobienia renesansowe łagodziły surowy wygląd budynku. Sufity wysokich pomieszczeń były również zdobione sztukaterią. Wysokie piece zbudowane z pełnym artyzmem czasem przeklinaliśmy, ponieważ z początkiem okresu grzewczego okropnie dymiły zanim raczyły promieniować przyjemnym ciepłem. Wszystkie okna ukazywały rozległy widok. Nad drzwiami wejściowymi znajdował się pokój mojego brata , który później stał się moim pokojem. Z tych dwóch okien oraz z kolejnych dwóch okien z salonu spoglądałam w dół na kwitnący ogródek przed domem na al. Wojska Polskiego gdzie nie było jeszcze ruchu samochodowego za wyjątkiem auta Hahn’a i samochodu pocztowego, który dwa razy dziennie obsługiwał naszą małą agencję pocztową z tyłu willi Schütte. Naprzeciwko patrzyłam na dom rodzin Hanke/Scholz a obok na wjazd do fabryki pierników i czekolady Reichelt’a. Stamtąd kilka razy dziennie wyruszał do sklepu na ulicy Glockengasse "koń piernikowy" który obsługiwała córka Edith. Kuszący zapach czekoladowych wypieków wdzierał się do moich okien tak samo jak w czerwcu/lipcu zapach kwiatów lipy. Niekiedy któreś z licznych dzieci Reichelt’ów okazywało serce dla naszych chęci na czekoladowe lub miętowe wyroby cukrowe i prace szkolne już lepiej szły. Nasza jasna przestrzenna kuchnia z widokiem na Biskupią Kopę i na jej pasma górskie była miejscem spotkań rodziny do której należała w ostatnich latach szkolnych Rosel Holzbrecher – koleżanka z klasy z Paczkowa (Patschkau). Jej jedyny brat Walter, uczeń kolegium franciszkańskiego w Nysie wkrótce po maturze padł ofiarą zbrodniczego reżimu na froncie wschodnim tak jak tysiące 19-latków. Duży trzypoziomowy piec kuchenny cieszył nas zimą swoim przyjemnym ciepłem i trzymał w piekarniku gotową kawę i pachnące pieczone jabłka. Widok na góry zza dwóch okien kuchennych zawsze zapowiadał nam pogodę na kolejne dni. Za płotem ogrodowym płynęła raz spokojniej, raz gwałtownie pomiędzy zielonymi brzegami nasza Nysa tam gdzie latem odbywało się wesołe życie kąpieliska a zimą niekiedy mokra jazda na łyżwach.
Powódź
Przez okna kuchenne i przez te z sypialni rodziców obserwowaliśmy również pełni strachu wzrost i spadek wysokiej wody we wrześniu 1938 r. Dzień i noc wyglądaliśmy jak rozbijały się brudne przypływy. Mały dom kolejarza przed naszym zawalił się gdy filary mostu wrocławskiego go staranowały a my zatrwożeni ze łzami w oczach modliliśmy się aby te potężne odłamki opłynęły nasz dom małym łukiem co dzięki Bogu się zdarzyło! To zwykle uroczyste bicie dzwonów kościelnych w Nysie które w niedziele wnosiła nam rzeka do domu przez okna przytłaczało nas teraz wielkim niebezpieczeństwem niczym okropny ryk fal. Po przejściu powodzi patrzyliśmy na zamkniętą powierzchnię wody która połączyła się z masami wodnymi uchodzącej w pobliżu rzeki Białej Głuchołaskiej (Biele) i sięgała aż do gór. Za miejscowością Konradowa (Konradsdorf) niczym malutka wysepka leżał "w morzu" biały kościół w Domaszkowicach (Ritterswalde) a daleko na horyzoncie nasza ojczysta góra - Biskupia Kopa.
Widok z pokoju narożnego
Największym pomieszczeniem w naszym mieszkaniu był pokój narożny z 4 oknami podzielony na salon i biuro taty. Zza swojego biurka mógł ogarnąć wzrokiem dużą część alei. Po naszej lewej stronie stał dom nauczycielki Wilmy Kaczmarczyk , która po podziale Górnego Śląska w 1921 r. przeprowadziła się z Rybnika do Nysy. Za nią podążyły jej siostra i szwagier Jankowski z rodziną i w ten sposób cichy dom (wkrótce "z pięciorgiem dzieci") stał się bardzo żywy. Ukośnie naprzeciw w eleganckiej willi najwyższych nauczycieli Urban/Beck wraz z pięciorgiem rodzeństwa mieszkała moja przyjaciółka Annelies. Została ona później nauczycielką jako siostra zakonna Jutta. Chodziła do tej samej klasy szkoły św. Jadwigi z Panią Carolą Fuhrmann. Połączyła nas serdeczna przyjaźń sąsiedzka. Krótko przed jej śmiercią uśmiechając się z tęsknotą wspominaliśmy nasze wspólne wycieczki rowerowe do Kotliny Kłodzkiej (Glatz), Góry Świętej Anny (Annaberg), do Biskupiej Kopy, do Głuchołaz (Ziegenhals), Jesionika (Freiwaldau) oraz na kąpielisko do zbiornika retencyjnego do Otmuchowa (Ottmachau). Już spoczywasz w pokoju moja kochana Annelies Beck, przyjaciółko z młodości. Zza biurka pomiędzy oknami narożnymi ojciec mógł obserwować zdarzenia na sympatycznej al. Wojska Polskiego np. wyjść w porę naprzeciw wyczekiwanym gościom. Tata z dezaprobatą przyjmował do wiadomości także moją niepunktualność z powodu długich pożegnań pod grubymi lipami.
Sześć okien
Pod naszymi sześcioma oknami frontowymi odbywała się większa część spokojnego życia na al. Wojska Polskiego. Po naszej prawej stronie jeszcze do dziś stoi długi dwupiętrowy dom urzędniczy (nr 14-16 a,b,c) który zamieszkiwały m.in. rodziny Hartman, Kalus, Schmalz i Hahn. Dziadkowi Schmalz podobały się "życzliwe powitania mojej mamy": "Znowu idzie ta Pani, która odrywa moją synową od pracy!". Ta uprzejmość była zawsze odrzucana z oburzeniem do czego dziadek zmierzał. Później jego kondukt żałobny mijał nasz dom idąc z kościoła na cmentarz w Rochusie i na pożegnanie stanął jeszcze raz przed jego domem tak jak to było u nas w zwyczaju. W radosnych nastrojach widzieliśmy podczas upalnych dni uczniów Szkoły Franciszkanów, którzy z ręcznikiem i kąpielówkami na ramieniu spieszyli do rzeki na obszary zalewowe Nysy. Również bracia i ojcowie duchowni pomimo brązowych habitów nie dali się odwieść od przyjemności.
Maria Hilf
W lipcu/sierpniu co tydzień przybywały pochody wymęczonych pielgrzymów z miast i wsi idąc ,"do obrazu" wzdłuż alei . Modląc się i śpiewając przynosili swoje smutki, prośby i podziękowania do Matki Boskiej Pomocnej (Maria Hilf). Mieli oni tylko godzinę drogi od nas aby móc w końcu ochłodzić się i orzeźwić nad źródłem leczniczym zanim będą odliczać kroki na drodze krzyżowej. Po mszy świetej i kazaniu przyszedł czas na odpoczynek i pogawędki przed długą drogą powrotną. Sprzedawane na straganach kolorowe figurki cukrowe tzw. „Klitschertoggen" budziły zachwyt u dzieci i u tych którzy pozostali w domach służąc im jako „pamiątki". My Rochowianie w dniu św. Rocha od kaplicy o tej samej nazwie mieliśmy tylko kawałek drogi "do obrazu" i obserwowaliśmy pielgrzymkę jako wesołą wycieczkę o swobodnej atmosferze.
Hitlerjugend
W dwie soboty miesiąca młodzież Hitlera ubrana na czarno-biało-brązowo maszerowała z ośrodka dla młodzieży do Rynku Solengo (Salzring) mijając nasze okna aby wysłuchać nudnego przemówienia. Kto mógł ulatniał się po kryjomu z powrotem do domu. W pozostałe soboty graliśmy w gry terenowe w lesie, w łanach pól i w ruinach twierdz, które raczej akceptowaliśmy odpowiednio do potrzeb ruchu młodzieży, jak również wycieczki rowerowe, obóz namiotowy z brzdąkaniem na gitarze i muzyką graną na flecie. Były również preferowane przez nas piosenki melodyjne, powściągliwe w tekście. Kto nie należał do Młodych Dziewcząt i Związku Niemieckich Dziewcząt należącego do Hitlerjugend (BDM) musiał iść w sobotę do szkoły do czasu gdy zostało się zmuszonym do przystąpienia.
Wesołe wieczory
Główną atrakcją tygodnia były wieczory grupowe naszej "Młodzieży Franciszkańskiej". W ciepłe wieczory spotykaliśmy się z naszym młodzieżowym duszpasterzem ojcem Mauritiusem w łodzi nyskiego rybaka na błoniach aby wesoło śpiewać przy instrumentach oraz aby poważnie opracowywać tematy które nas młodzież dotykały. Do stałego programu należały także swawolne zabawy karnawałowe w których brał udział również ojciec Eberhard i inni ojcowie, którzy chętnie tańczyli kilka taktów w swoich brązowych habitach i huśtającym się pasie z różańca. Oprócz wieczorów tanecznych na których grała nam nasza Pani pocztowa i organistka Panna Regul – gdy do rodziny dochodził uspokajający list pocztą polową lub ojciec, brat czy przyjaciel był na urlopie w domu to sąsiedzi brali w nich również radośnie udział i organizowali wesołe wieczory.
Ojciec Mauritius
Raz niestety my głupi buntownicy wydający się być rozsądnymi i przemądrzałymi poczuliśmy sie winni gorzkiej, błędnej ocenie. Nasz kochany ojciec Mauritius przebywał przez kilka dni na urlopie na froncie w klasztorze i wygłaszał oczekiwane w napięciu kazanie. Jego zamiarem było zbudzić nieświadomą "w swojej świadomości idealistycznej" parafię ze swojej marzycielskości poprzez własne przerażające przeżycia jako sanitariusza na pierwszym froncie. W widocznej rozpaczy ze łzami w oczach niezdolny aby dalej mówić zakończył kazanie trzema znaczącymi słowami : "A Bóg milczy!". Parafia była dogłębnie wstrząśnięta. My głupi nastolatkowie sądząc, że wiemy wszystko o Bogu i świecie byliśmy oburzeni i po mszy świętej wyraziliśmy je wrzeszcząc słowa Friedricha Schillera: "Młodzież szybko skończyła mówić!". Nasz kochany, niezrozumiany Mauritius wrócił na front wschodni, do ostatnich mordów, aby jeszcze pomóc krzyczącym z bólu umierającym do czasu gdy krótko przed zakończeniem wojny spotkał go ten sam los i już nie powrócił. Wszystkie te wrażenia przenikały do naszych młodych serc - najczęściej przez otwarte okna naszego domu.
Pożegnanie
17 marca 1945 r. mocno zamknęliśmy okna i drzwi wejściowe. Opuściliśmy przytulne, przestronne mieszkanie, które na wschodzie Niemiec podczas całej wojny do końca dawało nam poczucie bezpieczeństwa. Dopiero gdy ryczące "Organy Stalina" zaczęły ostrzeliwać Wrocław na Nyse również spadło kilka bomb. Wtedy reszta i Ci, którzy pozostali w domach wzięli swoje wózki dwukołowe, wózki dziecięce, rowery i uciekali w kierunku Javornika (Jauernig) pełni nadziei, że po zakończonej wojnie będą znów mogli wrócić do swojej ojczyzny, do swojego ukochanego Śląskiego Rzymu i otaczających go wsi. Jednak powrót udał się tylko nielicznym mieszkańcom miasta Nysy i Rochowa na krótki czas - mojej mamie i mi w ryzykowny sposób w maju 1945 zanim w sierpniu zostałyśmy zamknięte w kazamatach i już nigdy więcej nie mogłyśmy przekroczyć progu naszego mieszkania.
Opis fotografii nr 1:
Nysa-Rochus 1935: Josef Weisser z ul. Franciszkańskiej i Bertha Dinter z "Gebirgsquelle" biorą ślub. Ich najmłodszy syn Josef (Sepp) Weisser junior pisze dnia 14.02.2019: "Na górze po lewej widzimy braci Weisser. Tylko najmłodszy, Georg jest na dole wśród dzieci (trzeci z lewej)". Po prawej stronie Pana Młodego stoi ojciec Eberhard z zakonu Franciszkanów . Na zdjęciu jest również ojciec Panny Młodej (właściciel restauracji Heinrich Dinter, 1 rząd, drugi z prawej), który 10 lat później podczas wkroczenia Rosjan został zastrzelony gdy poprosił ich w swoim własnym lokalu o kawałek chleba.
Opis fotografii nr 2:
Ojciec Mauritius (z przodu) poległ w 1945 r i ojciec Canisius, który podczas wkroczenia sowietów w marcu 1945 został zastrzelony wraz z pięcioma innymi ojcami w klasztorze franciszkańskim w Rochowie, podczas procesji Nysan z Rochowa do pobliskiego miejsca pielgrzymek Matki Boskiej Pomocnej (Maria Hilf).
fot. 1.jpg
|
|
Plik ściągnięto 21 raz(y) 3,05 MB |
fot. 2.jpg
|
|
Plik ściągnięto 22 raz(y) 1,79 MB |
Mój brat Johannes około 1938 r. na szczycie góry Similaun 3599 m w alpejskiej dolinie Ötz gdzie zginął tragicznie w 1959 r.jpg
|
|
Plik ściągnięto 17 raz(y) 1,1 MB |
Trzy z naszych dwunastu okien (na górze) podczas procesji Bożego Ciała w 1940 r.jpg
|
|
Plik ściągnięto 23 raz(y) 1,38 MB |
Wycieczka do Javornika (Jauernig) - 1940 r. Maria Schmalz, Dorothea Scislowski i Irmgard Reichelt (od lewej). Zdjęcie Annelies Beck - siostra zakonna Jutta zmarła w 2018 r.jpg
|
|
Plik ściągnięto 20 raz(y) 1,82 MB |
Nad zbiornikiem retencyjnym w Otmuchowie z Irmgard Reichelt (po prawej), 1940 r. Irmgard ma na sobie mój szlafrok, prezent od Karola Weisser'a, który przywiózł go z Danii.jpg
|
|
Plik ściągnięto 21 raz(y) 1,46 MB |
Z Irmgard Reichelt (po prawej) nad zbiornikiem retencyjnym w Otmuchowie.jpg
|
|
Plik ściągnięto 30 raz(y) 598,56 KB |
Wycieczka chóru kościelnego; Dorothea Scislowski , Irmgard Reichelt, Maria Schmalz, Annelies Goebel (al. Wojska Polskiego) i rolnik Niedenzu z ul. Grodkowskiej.jpg
|
|
Plik ściągnięto 11 raz(y) 1,28 MB |
Maj 1940 r.; uczniowie, studenci, Związek Maryjny i Ojcowie Eberhard i Benedikt podczas zabawy karnawałowej w Klasztorze Franciszkanów.jpg
|
|
Plik ściągnięto 20 raz(y) 3,08 MB |
Nasz duszpasterz młodzieży ojciec Mauritius po swoim ostatnim urlopie na froncie.jpg
|
|
Plik ściągnięto 28 raz(y) 1,75 MB |
Krzyż w ogrodzie klasztoru Franciszkanów w Rochusie.jpg
|
|
Plik ściągnięto 12 raz(y) 2,54 MB |
|
_________________ Zapraszam do: Muzeum w Nysie // Neisser Kultur- und Heimatbund e.V. |
|
|
|
|
franciszek jan
Dołączył: 21 Gru 2017 Posty: 12
|
Wysłany: 2019-12-16, 20:23
|
|
|
Nostalgiczne wspomnienia, jakże bliskie wspomnieniom kresowiaków. |
|
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum
|
Dodaj temat do Ulubionych Wersja do druku
|
phpBB by
przemo
Strona wygenerowana w 0,117 sekundy. Zapytań do SQL: 10
|